To jest katastrofa
Rozmowa z Jerzym Engelem, byłym selekcjonerem reprezentacji Polski
W poniedziałek miał miejsce kolejny wysyp zwolnień trenerów. Choć to dopiero początek sezonu, to „poleciały głowy” Waldemara Fornalika w Zagłębiu Lubin i Kazimierza Moskala w Wiśle Kraków...
– Trener powinien dokończyć rundę, którą zaczął. Piłkarze mają swoje okienko transferowe i po jego zamknięciu nie można już nic więcej zrobić. Podobnie powinno być z trenerami. Kluby – podpisując z nimi kontrakty – powinny się z nich wywiązywać. Jedyny czas, kiedy można byłoby ewentualnie trenera zmienić, z różnych względów, jak również on sam mógłby zrezygnować z pracy, to koniec rundy. Dopiero wtedy na miejsce poprzednika wchodzi następny trener. A nie w trakcie szybko biegnących rozgrywek, nie w trakcie trwania rundy.
Rozmawiamy o tym od 20 lat i nic się nie zmienia...
– Rozmawiamy o tym w Polsce od bardzo dawna, niestety również FIFA i UEFA nie traktują tego tematu priorytetowo. Priorytetowo traktują tylko sprawy zawodnicze, a problemy trenerów zostawiają na boku. Dobrze, że jest chociaż zabezpieczenie kontraktów. Jeżeli klub zwalnia trenera, to jest zobowiązany wywiązać się z umów i płatności kontraktowych, bo różnie z tym kiedyś bywało.
Ale w tym przypadku chyba nie tylko chodzi o pieniądze kontraktowe?
– No nie, ponieważ trener powinien mieć szansę na wyciągnięcie zespołu z problemów sportowych, w jakich się znalazł. A my chcemy tylko trenerów, którzy wygrywają. A gdy jest źle, to natychmiast wymieniamy na „lepszego”, który – jak się wydaje – przyjdzie i od razu uzdrowi sytuację. Tymczasem trener jest po to, by pomóc zespołowi zarówno w trudnych, jak i w dobrych momentach. Mnie zawsze bolało, że trenerzy są w tak bezceremonialny sposób traktowani przez właścicieli klubów.
Trener Fornalik miał odważnie stawiać na młodzież, a to się trochę kłóci z jednoczesnym osiąganiem dobrych wyników. Miał zgodę na wprowadzanie do składu klubowych talentów, tymczasem już po dziewiątej kolejce został zwolniony.
– Rozmawiałem niedawno z trenerem Fornalikiem, który mówił, że priorytetem klubu jest stawianie na młodzież, na swoich wychowanków. Nie na chłopaków, których wypatrzą i ściągną do Lubina, tylko na swoje talenty, młodzież wyszkoloną w klubowej akademii Zagłębia. A to nie jest takie proste. Wymaga czasu, pracy czy poświęcenia. Przy młodych zawodnikach jest tak, że trafiają się talenty, ale są też roczniki, gdy ich nie ma i wtedy zaczyna się kłopot.
Czyli decydują prezesi, menedżerowie, zarządzanie korporacyjne nastawione na szybki zysk, a nie rozwój piłki?
– Najwięcej wygrywają trenerzy, którzy decydują o całości swojej pracy. A więc o tym, kto odejdzie, kto przyjdzie, jak będzie wyglądała selekcja i przygotowanie zespołu. Jeżeli któryś z tych obszarów jest oddany w inne ręce, to mamy kłopot. Tymczasem „modni” trenerzy są uzależnieni od innych, godzą się, że ktoś decyduje za nich. Za to tacy szkoleniowcy zawsze znajdą pracę, ci pierwsi przy pierwszym potknięciu ją stracą.
Zawiadujący klubami nie zdają sobie sprawy, że spokojna, metodyczna praca trenerów ma wpływ na rozwój polskiej piłki? Albo może nie interesuje ich przyszłość, skoro zwalniają ich po trzech, pięciu, ośmiu czy dziewięciu kolejkach.
– Tak, to jest katastrofa, bo nie ma nic gorszego, jak zmieniać koncepcje szkolenia w trakcie rundy czy sezonu, pozbawiając trenera możliwości dłuższej pracy. Każdy nowy trener ma nowe spojrzenie i właściwie zawsze rozpoczyna pracę od początku. Będzie starał się nauczyć zespół czegoś nowego. Oczywiście czasem efekt „nowej miotły” się sprawdza, ale tylko czasem. W zdecydowanej większości przypadków jest odwrotnie. Niestety, klubami zarządzają prywatne spółki i mogą robić w swoich firmach, co chcą. Nikt nie ma na to żadnego wpływu. Kiedy byłem szefem szkolenia w PZPN, chciałem coś zmienić, wprowadzić inne zasady, ale nikt nie chciał się tego podjąć. Patrzono tylko na rynek zawodniczy, traktując trenerów zupełnie po macoszemu. I jak widać po ostatnich dymisjach, nic się w tej kwestii nie zmieniło, niestety...
Rozmawiał Zbigniew Cieńciała