To był udany powrót
Jakub Dyjas był najskuteczniejszym zawodnikiem naszej reprezentacji w Busan. Fot. PZTS
To był udany powrót
Dwa lata temu Jakuba Dyjasa zabrakło w drużynowych mistrzostwach świata w chińskim Chengdu. W Busan (Korea Południowa) wrócił do reprezentacji i zagrał jak na lidera przystało, zwyciężając w 6 z 7 pojedynków. Drużynie nie udało się jednak - podobnie jak kobiecej – zakwalifikować do ćwierćfinału i zdobyć olimpijską kwalifikację.
Z jakimi oczekiwaniami jechaliście do Busan?
Jakub Dyjas: - Zdawaliśmy sobie sprawę, że na liście światowej zajmujemy dość odległe 19. miejsce, więc musimy wygrywać z silniejszymi od siebie, by znaleźć się w ćwierćfinale. Tylko najlepsza ósemka zagwarantowała sobie prawo występu w zawodach olimpijskich w Paryżu. W pierwszej kolejności oczekiwaliśmy od siebie dobrej gry, bo bez niej nie byłoby szans nawet pomyśleć o awansie na igrzyska.
Pański bilans indywidualny w Busan to 6 zwycięstw i 1 porażka.
- Liczyłem, że skończę zawody na plusie, ale nie spodziewałem się, że na tak zdecydowanym. I gdyby nie liczyć meczów ze słabszymi od nas Chilijczykami i Nowozelandczykami, to i tak mam 4-1. Tymczasem wcześniejsze występy w singlu w imprezach międzynarodowych w 2023 i 2024 roku nie zawsze wyglądały tak, jak chciałem. W Korei Południowej zagrałem dobrze taktycznie, z czego jestem najbardziej zadowolony. Plan minimum zakładał awans do 1/16 finału, co zrealizowaliśmy po zwycięstwach nad wymienionymi dwoma reprezentacjami oraz wyżej notowanymi Indiami. Przegraliśmy zaś na inaugurację z gospodarzami, Koreą Płd. W rundzie pucharowej pokonaliśmy Czechów, ale w najważniejszym meczu, o igrzyska, niestety nie sprostaliśmy Francuzom, późniejszym wicemistrzom świata. Bardzo żałujemy niepowodzenia w 1/8 finału.
Bracia Lebrun plus Gauzy okazali się przeszkodą nie do przejścia.
- Francji ulegliśmy 0:3, mając jednak niewykorzystane szanse. Każdy z nas, Miłosz Redzimski, Samuel Kulczycki i ja, wygrywaliśmy pierwsze sety. Z Alexisem Lebrunem przegrałem 2:3, Miłosz z Felixem Lebrunem 1:3, a Samuel z Simonem Gauzym 1:3, mimo że prowadził 1:0 i 9:5. W dwóch z trzech setów Francuz zwyciężał na przewagi. Więc nie było to gładkie 0:3 w całym spotkaniu z bardzo silnymi rywalami. Z drugiej strony nie było tak blisko, by twierdzić, iż mogliśmy ich pokonać. Nawiązaliśmy walkę, jednak to zbyt mało.
Losowanie głównej drabinki mogło być korzystniejsze?
- Pewnie większe szanse w rywalizacji o „ósemkę” mielibyśmy z Portugalią, która wygrała z Chorwacją, oraz Słowenią czy Danią. Nie ma co jednak gdybać. Musimy czekać na ogłoszenie światowego rankingu 18 czerwca, który zdecyduje, które kraje wystąpią w Paryżu. Wcześniej będą jeszcze indywidualne turnieje kwalifikacyjne: 11-12 kwietnia w czeskim Hawirzowie w grze mieszanej, a od 15 do 19 maja w Sarajewie (Bośnia i Hercegowina) w grze pojedynczej.