Tęsknota i... obowiązek
Marcin Kolusz, poza bramką, może wystąpić na każdej pozycji i na tę chwilę jest ważnym ogniwem reprezentacji. Fot. Mateusz Sobczak/PressFocus.pl
Tęsknota i... obowiązek
Biało-czerwoni rozpoczynają dzisiaj w Sosnowcu marsz w kierunku igrzysk olimpijskich. Na ich drodze stoją trzy zespoły, do dalszych kwalifikacji awansuje tylko zwycięzca.
PREKWALIFIKACJE OLIMPIJSKIE
Gdy polscy hokeiści rywalizowali w igrzyskach olimpijskich Albertville'1992 wówczas Mirosław Minkina, obecny prezes PZHL kończył studia. Nie przypuszczał, że kiedyś będzie kierował związkiem i to będzie ostatni występ biało-czerwonych w turnieju olimpijskim. Zmiana regulaminu i zasad kwalifikacji sprawiły, że trzeba się przebijać przez wielostopniowe eliminacje.
Rola gospodarza
W myśl regulaminów międzynarodowej federacji (IIHF) gospodarzem prekwalifikacji olimpijskich z udziałem naszej reprezentacji miała być Korea Płd., bowiem ona z grona uczestników jest najwyżej w rankingu światowym (21 miejsce). Trzy europejskie reprezentacje: Polska, Ukraina i Estonia miały przed sobą daleką podróż do Azji. Prezes Minkina podczas kongresu IIHF skutecznie przekonywał, by turniej został rozegrany na obecnie najbardziej nowoczesnym Stadionie Zimowym w Sosnowcu, usytuowanym w sportowym kompleksie w ArcelorMittal Park.
- Zależało nam na tej organizacji i Koreańczycy przystali na naszą propozycję – wyjawił szef związkowej centrali. - Oczywiście, że tęsknota za igrzyskami jest ogromna, ale również zdajemy sobie sprawę ze skali trudności. Liczę, że podobnie jak w poprzednich eliminacjach znajdziemy się w turnieju finałowym, który rozegrany zostanie pod na przełomie sierpnia i września.
W poprzedniej edycji przebrnęliśmy przez turniej prekwalifikacji, sprawiając w lutym 2020 r. pod kierunkiem Tomasza Valtonena w ówczesnym Nur-Sułtanie (od 2022 r. znów Astana) sporą niespodziankę, wygrywając z Kazachstanem 3:2. W finale w Bratysławie reprezentacją kierował już trener Robert Kalaber i wygrała ona z Białorusią, ale przegrała ze Słowacją oraz Austrią.
Od szatni do tafli
Na przestrzeni ostatnich dwóch lat trudno porównywać naszą reprezentację. Dokonała ona pod kierunkiem Kalabera oraz jego współpracowników skoku jakościowego i przede wszystkim zanotowała dwa awanse z rzędu z Dywizji 1B (w Tychach'2022) do Dywizji 1A (Nottingham'2023) oraz do elity. Cztery lata temu, gdy zespół udawał się do Nur-Sułtana liczyliśmy na furę szczęścia. I tak też się stało. Natomiast teraz awans do decydującego turnieju jest naszym obowiązkiem.
- Trudno nie zgodzić się z tym stwierdzeniem, ale chciałbym jednak zwrócić uwagę na jeden znamienny fakt – mówi kapitan reprezentacji, Krystian Dziubiński. - Każda z drużyn ma ambicje, by osiągnąć wartościowy rezultat i dlatego do każdego rywala trzeba podejść szacunkiem i od początku trzeba być skoncentrowanym na swoich celach. Dwa lata temu wygraliśmy z Ukrainą 3:2, ale dopiero po rzutach karnych i tego horroru chcielibyśmy uniknąć. Oczywiście, że chcemy wygrać wszystkie mecze. A są ku temu wszelkie przesłanki, by tak było. Jesteśmy dobrze ułożoną drużyną począwszy od szatni aż do tafli. Wszystko odpowiednio funkcjonuje pod względem sportowym, jak i organizacyjnym. Naszym celem jest walka do samego końca o turniej olimpijski.
- Każdy inny wynik niż pierwsze miejsce będzie naszą klęską. Przy naszych kibicach nie możemy się potknąć – mruży znacząco oko, napastnik biało-czerwonych Patryk Wronka.
- Wszystko będzie pod naszą kontrolą i faworytom nie wypada zawodzić – zapewnia pewnym głosem kolejny napastnik Bartłomiej Jeziorski.
Dmuchanie na zimne
Trener Kalaber podczas krótkiego zgrupowania w Sosnowcu studzi nadmierny optymizm. Owszem, brakuje nam kilku podstawowych reprezentantów, ale zespół jest na tyle silny i słusznie jest postrzegany jako faworyt. Polscy hokeiści wskoczyli na wyższą półkę wtajemniczenia i nie powinni drżeć przed spotkaniami z tymi rywalami.
- O bojaźni czy strachu nie może być mowy – uśmiecha się słowacki szkoleniowiec. - Przede wszystkim skupiamy na swoich zadaniach i to jest podstawa ewentualnego sukcesu. Owszem, wygraliśmy wysoko z Koreańczykami, ale to nic nie oznacza. Azjaci ledwo co przylecieli do naszego kraju i mieli problemy z aklimatyzacją. Niemniej trzeba się mieć na baczności. Najlepszą drużyną, w moim przekonaniu, jest Ukraina i tutaj musimy stanąć na wysokości zadania. Przede wszystkim trzeba być skoncentrowanym, wówczas minimalizuje się możliwość prostych błędów. Odpowiedzialność w każdym calu będzie od początku do końca imprezy. To jest droga do awansu.
Przed biało-czerwonymi pierwszy egzamin międzynarodowy w tym sezonie.
Włodzimierz Sowiński
REPREZENTACJA BIAŁO-CZERWONYCH
Miarka(8/0)/Zabolotny (9/0)*; Wajda (164/8) – Górny (66/1), Wronka (75/9) – Pasiut (154/43) – Fraszko (17/6); Jaśkiewicz (67/5) – Ciura (81/4), Zygmunt (38/14) – Wałęga (32/9) – Paś (59/12), Dronia (118/16) – Wanacki (70/3), Jeziorski (59/17) – Dziubiński (173/57) – Kolusz (195/46), Horzelski (30/0) – Zieliński (13/0), Michalski (42/4) – Galant (75/5) – Krężołek (21/4); Florczak (4/0), Komorski (50/2).
* w nawiasie ilość występów w reprezentacji i strzelone gole.
PROGRAM TURNIEJU
Czwartek (8.02.): POLSKA – ESTONIA (16.30), Korea Płd. - Ukraina (20.00);
Piątek (9.02.): Korea Płd. - Estonia (16.30), POLSKA – UKRAINA (20.15),
Niedziela (11.02.): Ukraina – Estonia (16.30), POLSKA – KOREA PŁD. (20.15).