Sport

Ten pierwszy krok...

Teraz reset, bo mamy jeszcze do wykonania dwa ważne kroki – stwierdził trener Polaków Nikola Grbić, zachowując olimpijski spokój!

Bartosz Kurek po zwycięstwie nad Słowenią, podobnie jak koledzy, nie krył emocji. Fot: en.volleyballworld.com

"A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój" – te słowa swego czasu głośnego przeboju Budki Suflera po zwycięskim meczu biało-czerwonych ze Słowenią powinni nucić Bartosz Kurek oraz jego koledzy. 

Bardzo obawialiśmy się potyczki z niewygodnymi Słoweńcami, bo nie raz sprawili naszym siatkarzom wiele problemów. Nasze obawy spotęgował jeszcze kiepski mecz na zakończenie fazy grupowej z Włochami (1:3). Nasz zespół ze Słowenią zagrał jednak w każdym elemencie niemal perfekcyjnie i odniósł niezwykle cenną wygraną, awansując do półfinału. - Faktycznie zbliżyliśmy się w tym meczu do topu, w każdym razie niewiele nam brakowało. Ale jeszcze nic nie zdobyliśmy. Na razie wykonaliśmy pierwszy krok, a mamy do zrobienia jeszcze dwa – wyjawił przed kamerami TVP niezwykle stonowany, ale nadzwyczaj zadowolony Nikola Grbić.

A chłopaki płaczą!

O tym jakie napięcie nerwowe towarzyszyło siatkarzom mogliśmy się przekonać po ostatnim autowym ataku Toncka Sterna. Wówczas Kurek, kapitan z krwi i kości, padł twarzą na parkiet i długo się z niego nie podnosił. Tomasz Fornal, leżąc na boisku, zasłonił rękami twarz, by przypadkiem nikt nie zauważył łez. Jakub Kochanowski wraz z Marcinem Januszem szybko zniknęli z pola kamer telewizyjnych, by przypadkiem nie zarejestrowały ocierania łez. To był upust emocji jakie towarzyszyły zawodnikom i wszystkim wokół nich zgromadzonym.

Po chwili na parkiecie pojawiła się nasze „eksportowa” tenisistka Iga Świątek oraz byli reprezentanci, Michał Kubiak i Damian Wojtaszek. - To było wspaniałe! Dzięki, że mogłam tam być i przez chwilę świętować z Wami. Róbcie swoje – zakomunikowała Świątek na platformie X.

- Wprawdzie nie ma mnie oraz kilku kolegów w tej drużynie, ale ciągle jesteśmy z nią. Jestem dumny z ich postawy. A to jeszcze nie wszystko. Jestem mocno przekonany, że zrealizują marzenia całego środowiska oraz kibiców – stwierdził były kapitan reprezentacji.

Przełamanie niemocy

Gdy zbliżały się igrzyska olimpijskie dziennikarze we wszystkich mediach z uporem maniaka przypominali o ćwierćfinałowej klątwie. Bo takiego określenia używali po pięciu porażkach z rzędu w 1/4 finału. Po meczu ze Słowenią słowo klątwa raz na zawsze zostało wymazane!

Co będzie najważniejsze w starciu ze Słoweńcami? - to pytanie otrzymał trener Grbić przed kamerami TVP. - Mental – błyskawicznie odpowiedział Serb.

Polacy na mecz wyszli naładowani pozytywną energią. Byli pełni werwy i wigoru. Na ich twarzach malowały się skupienie oraz koncentracja. Nawet po przegranym 2. secie na przewagi nie było żadnego rozpamiętywania straconej szansy.

Bez taryfy ulgowej

Od początku mocno w ataku i w polu serwisowym oraz uważnie w bloku i w obronie – zapewne takie były założenia obu zespołów. To jednak biało-czerwoni byli skuteczniejsi. Solidną pracę w obronie wykonywali Tomasz Fornal i Paweł Zatorski. W ofensywie na wyższy poziom wskoczył Wilfredo Leon, a i Kurek z każdą chwilą się rozkręcał. Polacy prowadzili 19:13 i nie dali sobie wydrzeć wygranej, choć rywale w końcówce mocno naciskali.

W drugiej partii od początku rozgorzał twardy bój o każdą piłkę. Klemen Cebluj po silnym ataku doprowadził do remisu 21:21. Świetnie usposobiony Kurek dwoma atakami przybliżył nas do zwycięstwa. W tym momencie trener Grbić zdecydował się na podwójną zmianę i na boisku pojawili się Grzegorz Łomacz z Łukaszem Kaczmarkiem. Nie był to dobry ruch, bo Słoweńcy po raz kolejny wyrównali. Kurek ponownie wyprowadził nasz zespół na prowadzenie. Stern, Tine Urnaut oraz Cebulj zdobyli trzy kolejne punkty i mecz zaczynał się od nowa.

Twardzi jak skała

Polscy nie dali się jednak złamać. Okazali się twardzi jak skała. Kolejny set zaczęli od wysokiego „C” i prowadzenia 4:0. A potem swoje pięć minut miał Wilfredo Leon. Zaserwował trzy asy! Pozostałe elementy w naszym zespole też były bez zastrzeżeń, więc biało-czerwoni znów byli bliżej półfinału.

W czwartym secie ponownie było mnóstwo emocji. Słoweńcy nie dawali za wygraną. Chcieli za wszelką cenę doprowadzić do tie-breaku. Po nieudanym ataku Kurka był remis 18:18. Końcówka należała jednak do naszego zespołu. Rywale musieli bowiem ryzykować, co im się nie opłaciło. Polacy zdobyli cztery kolejne punkty (22:18). Tego meczu już nie mogli przegrać... Po ostatniej akcji rozpoczęło się świętowanie. - Trudno się dziwić, że po meczu zapanowała taka euforia, bo zdjęliśmy klątwę – cieszył się rozgrywający Marcin Janusz, który zaliczył najlepszy mecz w sezonie. - Jeszcze trochę poświętujemy w szatni i wyrzucamy z pamięci to spotkanie. W wiosce pilnie będziemy obserwowali pozostałe mecze i jednocześnie przygotowywali się do kolejnego występu. Wiemy jaka jest stawka. Na razie zrobiliśmy to, co do nas należało - dodał.

- To jeszcze nie koniec, jeszcze wiele przed nami – spokojnym głosem zakomunikował Grbić. - Muszę jednak mocno podkreślić, że jestem dumny i szczęśliwy z tego, że mogę pracować z tymi zawodnikami. Nie będę nikogo wyróżniał, bo wszyscy wznieśli się na wyżyny i prawie osiągnęli sto procent swoich możliwości. Na razie zrobiliśmy pierwszy krok, ale mamy jeszcze dwa do wykonania – zakończył Serb.

Gdy szczęśliwi siatkarze opuszczali halę mieli prawo sobie podśpiewywać: Jak dobrze wstać/Skoro świt/Jutrzenki blask/Duszkiem pić... W końcu wstali bladym świtem, grali rano, ale na szklankę piwa na pewno zasłużyli!

Włodzimierz Sowiński

Słowenia – Polska 1:3 (20:25, 26:24, 19:25, 20:25)

SŁOWENIA: Ropret (1), Cebulj (16), Pajenk (5), T. Stern (9), Urnaut (13), Kozamernik (9), Kovacić (libero) oraz Mujanović, Możić (8). Trener Gheorghe CRETU.

POLSKA: Janusz (2), Leon (20), Kochanowski (10), Kurek (19), Fornal (9), Bieniek (7), Zatorski (libero) oraz Łomacz, Kaczmarek, Semeniuk, Huber. Trener Nikola GRBIĆ.

Sędziowali: Scott Dziewirz (Kanada) i Stefano Cesare (Włoch). Widzów 9274.

Przebieg meczu

I: 6:10, 11:15, 15:20, 20:25.

II: 10:9, 14:15, 20:19, 26:24.

III: 3:10, 7:15, 14:20, 19:25.

IV: 7:10, 11:15, 18:20, 20:25.

Bohater – Bartosz KUREK.