Sport

Ten gol może zadecydować o awansie

Rozmowa z Tomaszem Pieńko, zawodnikiem Rakowa Częstochowa

Tomasz Pieńko zdobył gola na wagę wygranej Rakowa z Ardą Kyrdżali. Fot. Mateusz Porzucek/PressFocus

RAKÓW CZĘSTOCHOWA

Niewiele wiedzieliśmy o bułgarskim klubie przed meczem. Jesteście usatysfakcjonowani ze skromnej (1:0) wygranej nad Ardą?

- W drugiej połowie Bułgarzy na pewno pokazali, że potrafią grać w piłkę. Wygrana to zawsze jakaś zaliczka, choć zdajemy sobie sprawę, że mogła być większa. Mieliśmy kilka dobrych sytuacji, w tym moich, które mogliśmy lepiej wykorzystać. Lecimy jednak do Bułgarii z mentalnością zwycięzcy. Trzeba tam za wszelką cenę wygrać i zamknąć sprawę awansu.

W pierwszej części gry mieliście wręcz przytłaczającą przewagę, a po przerwie chyba sami nieco rozochociliście rywala dość zaskakującym cofnięciem. Mało brakło, aby którąś z okazji przeciwnicy wykorzystali.

- Zgadzam się, że w drugiej połowie Arda lepiej wyglądała z piłką przy nodze, szczególnie przez ostatnie pół godziny. Do końca nie wiem, czym to było spowodowane, nie wiem, co mogliśmy zrobić lepiej. Dobrze, że szczęście było po naszej stronie, bo Arda miała groźne sytuacje, jak choćby strzał w słupek. Jeśli Kacper (Trelowski - dop. red.) dotknął tej piłki, to popisał się bardzo dobrą interwencją.

Jesus Diaz w końcówce miał okazję do tego, aby zadbać o wasz zdecydowanie większy spokój przed rewanżem.

- Moja sytuacja w pierwszej połowie też była bardzo dobra. Powinniśmy lepiej wykorzystać te okazje. Mentalnie większa zaliczka na pewno działałaby na nas lepiej.

Przeciwnik was trochę zaskoczył, patrząc całościowo na ten mecz?

- Do mniej więcej 60 minuty wszystko się sprawdzało zgodnie z założeniami. Przy naszym cofnięciu jednak daliśmy im pograć w piłkę, przez co nabrali też pewności siebie, której na pewno nie mieli wcześniej.

Jedna bramka zaliczki powoduje lekką obawę w kontekście tego, że rewanż odbędzie się na terenie mocno nieznanym, zarówno infrastrukturalnie, jak choćby pogodowo?

- Wydaje mi się, że obaw nie ma żadnych. Jak już wspominałem, jedziemy tam wygrać. Widzieliśmy na obrazku, jak wygląda infrastruktura w Kyrdżali, więc będziemy na to przygotowani. Od strony sportowej sztab również bardzo dobrze nas przygotuje do tego meczu.

Jakie to uczucie strzelić jedyną bramkę w tak ważnym spotkaniu?

- Na pewno bardzo miłe, chyba jeszcze tak ważnej bramki nie zdobyłem. Ten gol może zadecydować o naszym awansie i wtedy będzie cieszył jeszcze bardziej.

Czuje pan chyba wsparcie trenera. Widać, że od początku na pana stawia.

- Trener stawia przede wszystkim na ludzi, którzy są w moim odczuciu dobrze przygotowani zarówno mentalnie, jak i fizycznie. Przykładam się na treningach, tak samo zresztą jak każdy z chłopaków w drużynie. Robię co w mojej mocy, aby każdy mecz zacząć w podstawowym składzie.

W Rakowie jest bardzo ostra rywalizacja o skład nawet na treningach?

- Na pewno tak. Przeskok z Zagłębia do Rakowa jest spory, jest tu sporo dobrych zawodników na mojej pozycji, teraz dołączył jeszcze wracający po kontuzji Ivi Lopez, a wszyscy wiemy, jak świetny to piłkarz. Z tak silnej rywalizacji można się tylko cieszyć. Zawodnik rośnie z meczu na mecz, ale również z treningu na trening.

Dołączył pan do drużyny już w trakcie sezonu. To zawsze dodatkowa trudność?

- To zależy tak naprawdę od zawodnika i od nastawienia. Wiedziałem, z czym będę się mierzył w Rakowie, rozmawiałem z trenerami wcześniej, miałem też kilku dobrych kolegów, więc na pewno wiedziałem czego się spodziewać.

Ostatnio było sporo zamieszania z Jonatanem Brunesem. Trener przywrócił go do kadry, w meczu z Ardą nawet wszedł na boisko w drugiej połowie. Jak wy jako drużyna podchodziliście do tego wszystkiego? Norweg zostawił was jednak w kluczowym momencie.

- Nie rozmawiałem z nim bezpośrednio. Chcielibyśmy, żeby w każdym meczu był gotowy do gry. Z tego co wiem, sprawa została wyjaśniona i jeśli tak jest, to możemy tylko cieszyć się z jego powrotu.

Rozmawiał Mariusz Rajek