Sport

Telefon do przyjaciela!

Roszady w piątkach przyniosły skutek i podopieczni Roberta Kalabera mogli się cieszyć z pokonania Słowenii.

Mateusz Michalski, kapitan biało-czerwonych, ma powody do zadowolenia. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus

REPREZENTACJA POLSKI

Łukasz Kamiński na kilkanaście godzin przed Memoriałem Tamasa Sarkoezego w Budapeszcie złamał śródręcze i polska kadra w inauguracyjnej potyczce z gospodarzami wystąpiła w uszczuplonym składzie i przegrała 1:4. Leszek Laszkiewicz, dyrektor reprezentacji, wykonał telefon do przyjaciela", czyli do Krystiana Dziubińskiego, i przekonał stałego kapitana reprezentacji, by  pojawił się nad Dunajem. Jego obecność sprawiła, że młodsi i mniej doświadczeni koledzy poczuli się pewniej. Zdecydowanie lepsza gra Biało-czerwonych przyniosła skutek. Polacy wygrali ze Słoweńcami 2:1 po karnych. Na kłopoty „Dziubek”? Zaczynamy w to wierzyć!

Trener Robert Kalaber przeanalizował porażkę z Madziarami i dokonał zmian w formacjach. „Dziubek” w 1. ataku został ustawiony z Mateuszem Michalskim oraz Łukaszem Krzemieniem, z którym miał okazję występować w oświęcimskim klubie. Z kolei w 2. ataku w rolę środkowego wcielił się Dominiak Paś, zaś skrzydłowymi byli: Szymon Kiełbicki, mający już debiut za sobą, oraz znacznie bardziej doświadczony Mateusz Gościński. To przede wszystkim miało wzmocnić siłę uderzeniową. Słoweńcy również pojawili się w Budapeszcie w mocno eksperymentalnym składzie. Trener Edo Terglav uznał, że trzeba dać szansę nieco młodszym zawodnikom, potencjalnym kandydatom do reprezentacji, którzy zapewnią jej pozostanie w elicie.

To jednak melodia przyszłości, bo liczyło się tu i teraz. Gra ze Słowenią była wyrównana, choć poziom nie był olśniewający. Z jednej i drugiej strony było wiele nieskładnych akcji i niecelnych strzałów. W tej sytuacji trudno się dziwić, że po 1. tercji był bezbramkowy remis i dość długo się utrzymywał. Jednak okazji było kilka, bo w 4 min Gościński nie wykorzystał sytuacji sam na sam. Z kolei w 8 min Damian Tyczyński mocno uderzył i bramkarz Rok Stojanović odbił krążek przed siebie, jednak dobitka Mikołaja Sytego był niecelna. W 14 min Paś wylądował w boksie kar, ale nasi hokeiści umiejętnie się bronili. Na początku drugiej odsłony role się odwróciły, bo karę otrzymał Erik Svetina. Owszem, Biało-czerwoni założyli zamek i długo rozgrywali krążek w strefie rywala. Jednak zabrakło soczystych strzałów, które mogłyby zmienić wynik. W 28 min Sebastian Brynkus miał przed sobą sporo przestrzeni, lecz nie trafił w bramkę! W 34 min Svetina znalazł się w sytuacji sam na sam, lecz trafił w słupek. Szczęście uśmiechnęło się do naszej drużyny. Na 2 sek. przed końcem II tercji Olaf Bizacki przymierzył z niebieskiej linii, krążek strącił Dziubiński, a Stojanović odbił go przed siebie. Przy dobitce Michalskiego był bezradny i do szatni nasi hokeiści schodzili zadowoleni.

Nasz zespół podbudowany prowadzeniem rozpoczął ostatnią tercję ze sporym animuszem. W 45 min Paś uderzył ze środka tafli, a słoweński golkiper po raz kolejny odbił krążek. Gościński poprawiał, ale „guma” jakimś cudem nie wpadła do siatki. W 52 min Słoweńcy otrzymali karę za nadmierną liczbę zawodników. Chwilę potem Michalski skierował krążek w stronę pustej bramki, dopadł do niego Syty i bekhendem posłał obok słupka! Koszmar! W rewanżu Matic Toeroek zgubił obrońców i w sytuacji sam na sam nie zdołał pokonać dobrze interweniującego Macieja Miarki. Jednak w 56 min Toeroek był faulowany i sędziowie podyktowali karnego. Słoweński napastnik niezwykle skupiony, jechał wolno, zwiódł Miarkę i posłał krążek pod poprzeczkę. Po stracie gola nasi natychmiast ruszyli do przodu i najpierw Michalski, a chwilę potem Gościński nie zdołali skierować krążka do siatki. W ostatniej minucie dogrywki Martin Bohin popisał się indywidualną akcją, ale Miarka popisał się niezwykle efektowną interwencją. Tak więc o wygranej miały zadecydować karne. Tę próbę nerwów lepiej wytrzymali biało-czerwoni i w 5. serii Syty zdobył zwycięskiego gola. Wcześniej Stojanovicia pokonali: Dziubiński i Paś, zaś spudłowali Tyczyński i Michalski. Miarka nie sprostał najazdom Toeroeka i Svetiny, zaś Żiga Mehle, Luk Slivnik i Miha Zajc pudłowali.

To ważna wygrana mocno odmłodzonej reprezentacji, która zapewne jeszcze bardziej wzmocni mentalnie hokeistów przed ostatnim, dzisiejszym meczem z Włochami (13.15). 

(sow)

◼  Słowenia – Polska 1:2 (0:0, 0:1, 1:0, 0:0) po karnych 2-3

0:1 – Michalski – Dziubiński – Bizacki (39:58), 1:1 – Toeroek (55:02, karny), 1:2 – Syty (karny).

Sędziowali: Bonifac Mahr-Stumpf i Gergely Korbuly – Balazs Kocsany i David Szabo. Widzów 191.

SŁOWENIA: Stojanović; Crnović – Bohinc, Urukalo – Brus, Sirovnik - Dolinar, Prostor – Hebar; Zajc – Bohinac – Toeroek, Sturm – Lesnicar - Slivnik, Svetina (2) – Povse – Mehle, Kumanović – Burgar - Bukovec. Trener Edo TERGLAV.

POLSKA: Miarka; Maciaś – Bizacki, Zieliński – Biłas, Kamieniew – Florczak (2), Kurnicki – Jaworski; Michalski – Dziubiński – Krzemień, Kiełbicki – Paś (2) – Gościński, Tyczyński - Syty – Brynkus, Mocarski – Ubowski – Ślusarczyk. Trener Robert KALABER.

Kary: Słowenia – 4 (2 tech.) min, Polska - 4 min

◼  Węgry - Włochy 2:4 (1:1, 0:0, 1:3)


6. BRAMKĘ zdobył Mateusz Michalski w swoim 57. reprezentacyjnym występie.

10.ZWYCIĘSTWO odnieśli Biało-czerwoni w 28. meczu ze Słoweńcami. Bilans bramkowy 62:76.

21 STRZAŁÓW oddali Polacy na bramkę Stojanovicia, zaś rywale o jeden więcej.