Sport

Taran z Cichej

ZAPRASZAMY NA STADIONY - Bogdan Nather

Ostatnie tygodnie są wyjątkowo udane dla piłkarzy Ruchu Chorzów. Fot. Sebastian Sienkiewicz/PressFocus

Ruch Chorzów w październiku wygrał wszystkie mecze i jest coraz bliżej strefy barażowej. Optymizmem napawa również fakt, że „Niebiescy” w ubiegłym miesiącu stracili tylko jednego gola i pod tym względem może się z nimi równać tylko Miedź Legnica. W niedzielę spadkowicza z ekstraklasy czeka wizyta na stadionie Łódzkiego Klubu Sportowego, który nie znalazł pogromcy od 30 września, gdy został z pustymi rękami w potyczce na własnym stadionie z Wisłą Płock (0:1). To oczywiście nie oznacza, że zespół z Cichej może być pewny kompletu punktów w najbliższym meczu, bo zespół trenera Jakuba Dziółki też ma wysokie aspiracje i na razie wyprzedza chorzowian o dwa „oczka”, co pokazuje skalę trudności, jakie czekają 14-krotnego mistrza Polski.

Jest takie powiedzenie „skromność to najgorszy rodzaj pychy”, ale przed wyjazdem do Łodzi nie zauważyłem buty w wypowiedziach trenera Dawida Szulczka i kapitana zespołu, Macieja Sadloka. - Coraz lepiej wyglądamy piłkarsko, coraz lepiej rozumiemy się na boisku, coraz lepiej bronimy, ale daleki jestem od hurraoptymizmu, bo widzę, że jest jeszcze wiele rzeczy do poprawy - przytomnie zauważył 34-letni szkoleniowiec. Starszy od trenera o rok Sadlok dorzucił: - Będziemy dążyć do tego, by dobra passa trwał jak najdłużej, bo wiadomo, że kiedyś ta seria zostanie przerwana, bo tak jest zawsze. 

Sam jestem ciekaw, który z trenerów po niedzielnym pojedynku będzie blady jak ściana i chudy jak widmo.