Adam Vlkanova szybko uporał się z kontuzją, ale na nowo musi wywalczyć sobie miejsce w pierwszym składzie Ruchu. Fot. Marcin Bulanda/Press Focus


Tam jest ból głowy

Gdzie, jak gdzie, ale akurat w ofensywie trener Janusz Niedźwiedź nie może narzekać na skromny wachlarz wyboru.


Jesienią kadra Ruchu wyglądała na tle ligi słabo, w czym nie pomogło kompletnie nietrafione letnie okienko transferowe. Sytuacja zmieniła się na plus zimą. Przyszedł trener Janusz Niedźwiedź, pojawiły się sensowne wzmocnienia. W znacznej mierze odpowiadał za nie szef skautingu „Niebieskich” Jakub Komander, który objął tę funkcję z końcem sierpnia 2023. Zdążył wówczas ściągnąć do Chorzowa rzutem na taśmę Miłosza Kozaka, Tomasa Podstawskiego i potem – jako transfer medyczny – Krzysztofa Kamińskiego.


Wójtowicz jeden, flanki dwie

To, że kadra Ruchu jest teraz lepsza nie jesienią, nie znaczy, że jest jakaś wybitna. Kolejna sprawa jest taka, że kołderka wciąż jest u beniaminka nieco za krótka. Mamy końcówkę sezonu, więc teraz nie ma to aż tak wielkiego znaczenia, ale miało w trakcie wiosny. Kiedy pojawiają się absencje w obronie, na wahadłach czy w środku pola, ewentualni zmiennicy nie dają takiej jakości, jak podstawowe wybory. W ostatnich 4 kolejkach widać to było na przykładzie braku jednego Roberta Dadoka, najpierw zawieszonego, a potem kontuzjowanego, kiedy trener Niedźwiedź nie miał do dyspozycji podobnie wartościowego wahadłowego na zastępstwo (Tomasz Wójtowicz jest jeden, a flanki dwie). Zupełnie inaczej mają się jednak sprawy w ofensywie.


Czterech z jakością

Formacja preferowana przez „Niebieskich” zakłada obecność 3 zawodników w linii ataku. Jak to w ofensywie bywa, te pozycje są elastyczne i spokojnie można umieścić tam skrzydłowych, ofensywnych pomocników czy napastników o różnej charakterystyce, w różnych wariantach. Wszystko zależy od posiadanego materiału i wizji szkoleniowca. Ruch na 3 miejsca ma 4 solidnych graczy, wyróżniających się umiejętnościami w skali drużyny (i kilku z nieco niższej półki). Nikt nie ma wątpliwości, że poradziliby sobie w ekstraklasie nawet w zespołach lepszych niż „Niebiescy”. To: Miłosz Kozak, Soma Novothny, Daniel Szczepan oraz Adam Vlkanova. Każdy z nich to gracz o innych cechach. Kozak – nieszablonowy skrzydłowy. Novothny – wysoka „dziewiątka”. „Szczepek” – ruchliwa „dziewiątka”. Vlkanova – techniczny ofensywny pomocnik.


Teraz siedzi Czech

Nie licząc meczu z Legią, kiedy Szczepan był kontuzjowany, atakujące trio Ruchu na początku roku stanowili właśnie „Szczepek” oraz Vlkanova i Kozak. Z czasem do drużyny dołączył węgierski napastnik, ale wchodził tylko z ławki. Sytuację zmienił feralny mecz w Mielcu, gdy z powodu wirusa „Niebiescy” ledwo zebrali skład. Po nim z „podstawy” wypadł Kozak, a na chwilę pojawił się tam Filip Starzyński, trochę inny niż Vlkanova ofensywny pomocnik. W międzyczasie miejsce w wyjściowej jedenastce wywalczył Novothny, raz nawet sadzając na ławce Szczepana. Kolejnym istotnym spotkaniem było to przegrane 0:5 w Szczecinie, kiedy Vlkanova nie wystąpił z powodu kontuzji. W następnej kolejce wrócił do kadry, ale nie do pierwszego składu. Z Widzewem „Szczepka” i Novothny'ego wspierał Łukasz Moneta, lecz w dwóch poprzednich meczach był to już Kozak. Cała trójka spisywała się tak dobrze, że mający „papiery na granie” i Ligę Mistrzów w CV Vlkanova mógł tylko liczyć na łapanie końcówek! A czy coś zmieni się na mecz z Radomiakiem? Niewiele na to wskazuje.

Piotr Tubacki