Sport

Tak nie powinno być!

CZADOBLOG - Paweł Czado

Czy Rafał Gikiewicz przesadził? Tak! Fot. Łukasz Laskowski / PressFocus

Zdarza się, że przy okazji meczów naszej ligi człowiek zastyga. Czasem w podziwie, czasem w niesmaku, czasem w zadziwieniu, czasem w oburzeniu. Mnie w trakcie ostatniej kolejki przytrafiło się to ostatnie.

Po meczu Lechii Gdańsk z Widzewem przed kamerę został poproszony bramkarz łódzkiej drużyny Rafał Gikiewicz. Opowiadał o wrażeniach ze spotkania i nagle wypalił. - Masz kontrolę nad meczem, musisz strzelać gole i zabijać takie mecze. My na wyjazdach… Nie wiem, co się dzieje, powiedziałbym dosadnie, ale liżemy się po ptakach i tak to jest – stwierdził.

Zatkało mnie, a potem zacisnąłem w gniewie pięści. Zwracam bowiem uwagę na dwie kwestie:

a) fakt, że tego rodzaju sformułowania przenikają do przestrzeni publicznej. Owszem, każdemu z nas zdarza się wypowiedzieć nieprzyzwoite kwestie. Wulgaryzmy, czy słowa obleśne są częścią języka, to oczywiste. Nie znaczy to jednak, że muszą od razu trafiać do wszystkich, zwłaszcza w takim kontekście. Nawet nie chodzi mi już o klasę, o elegancję - nie można ich wymagać od każdego - lecz o fakt, że na przyzwyczajanie do publicznego wypowiadania grubych słów nie ma zgody. Chodzi o wiele kontekstów – przywołam jeden: dzieci. Właśnie w taki sposób obleśne słownictwo staje się ich naturalnym środowiskiem. Tak nie powinno być!

b) w mojej opinii reporter od razu powinien przeprosić widzów za te słowa, jeszcze w obecności Rafała Gikiewicza. Oburza mnie, że tego nie zrobił, bowiem przechodzenie nad takimi historiami do porządku dziennego jest jednak przyzwoleniem na takie historie w przyszłości. Bo nie wierzę, że o to chodzi, by wszyscy to cytowali i wszyscy o tym mówili, kontent.

Z chamstwem i prostactwem należy walczyć w stanowczy sposób. Taki prezentują choćby władze Formuły 1. Weźmy za przykład zdarzenia z tego miesiąca. Konsekwencje ponoszą największe osobistości – i słusznie! Max Verstappen, trzykrotny mistrz świata, został właśnie zobowiązany do prac społecznych za przeklinanie. Pozwolił sobie na dezynwolturę przed wyścigiem o Grand Prix Singapuru.

Verstappen użył nieparlamentarnego angielskiego słowa w trakcie spotkania z dziennikarzami. To wystarczyło. Kierowca został z tego powodu upomniany przez prowadzącego konferencję, a potem przez sędziów. Owszem, przyjęli do wiadomości, że Holender nie mówił w swoim ojczystym języku i mógł nie mieć pełnej świadomości wagi użytego słowa (swoja drogą, cóż za prawnicza ekwilibrystyka), ale na szczęście nie puścili tego wybryku całkiem płazem.

"Choć akceptujemy to wyjaśnienie, ważne jest, aby osoby, które są wzorami, były ostrożne na forum publicznym" – napisano w komunikacie. Cóż, dla Verstappena to i tak walka z wiatrakami, jego zdaniem tej tendencji się nie odwróci. Ale czy w związku z tym należy odpuścić?! Nie należy walczyć z chamstwem?! Niestety – obawiam się, że w związku z wypowiedzią Gikiewicza u nas nie tylko nikt nie pójdzie w ślady sędziów Formuły 1, ale nikt z osób decyzyjnych nawet o tym... nie pomyśli. Być może ich to już w ogóle nie razi?

Cóż, stoję na stanowisku, że w takim kontekście ludziom na świeczniku wcale nie wolno więcej. Tego jednak się trzymajmy. Warto.