Piłkarze Ruchu, choć starali się jak mogli, nie utrzymali prowadzenia w Białymstoku. Fot. Michał Kość/PressFocus


Ta ostatnia minuta...

Ruch wrócił z Podlasia bogatszy o punkt, ale potrzeby w obozie „Niebieskich” są zdecydowanie większe.


Dla każdej innej drużyny w ekstraklasie remis w Białymstoku byłby korzystny. W sytuacji Ruchu, który cały czas ma realne szanse na utrzymanie, ale z każdym kolejnym tygodniem bez wygranej nadzieje są coraz mniejsze, punkt wywalczony w meczu z Jagiellonią trzeba rozpatrywać jako dwa stracone „oczka”. Tym bardziej w takich okolicznościach jak sobotnie, gdy bramkę traci się w ostatniej minucie doliczonego czasu gry. – W szatni jest cisza… – słowa trenera Janusza Niedźwiedzia z pomeczowej konferencji najlepiej chyba oddają nastroje w chorzowskim zespole.


Można się zastanawiać gdzie byłaby ekipa beniaminka w tabeli, gdyby lepiej prezentowała się właśnie w końcowych fragmentach meczów. Stracona bramka na 1:2 w Lubinie, gol w „domowym” meczu z Jagiellonią, trafienie z Rakowem Częstochowa, podobne sytuacje w potyczkach z Widzewem Łódź, Koroną Kielce, Cracovią oraz właśnie w Białymstoku. Bilans straconych bramek w ostatnich dziesięciu minutach gry jest wyjątkowo „bogaty” w przypadku Ruchu. I tylko gol stracony w spotkaniu z aktualnym mistrzem Polski nie wpłynął na końcowy wynik. Sytuacja Ruchu w walce o utrzymanie wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby miał dziewięć punktów więcej (albo przynajmniej część z tego dorobku), a tyle właśnie „uciekło” w ostatnich minutach.

Jeżeli mamy doszukiwać się pozytywów, to przede wszystkim w grze chorzowian. Zwłaszcza początek drugiej połowy był bardzo obiecujący. Kibice gospodarzy, którzy spodziewali się frontalnego ataku i szybkiego odrobienia strat, musieli przecierać oczy ze zdumienia, bo to goście kontrolowali wydarzenia na boisku. - Na początku drugiej połowy mieliśmy kilka kontrataków i okazji, by podwyższyć prowadzenie. Musimy utrzymać poziom gry, aby zdobywać więcej punktów, bo na koniec nie liczy się piękno, ale to, ile kto ma punktów – mówił po spotkaniu w rozmowie z klubowymi mediami Patryk Stępiński.


- Zrobiliśmy bardzo dużo, by pokazać wszystkie mocne i słabe strony Jagiellonii, bo każdy zespół takie ma. Żeby wynik był korzystny, zabrakło nam drugiej bramki, a mieliśmy dwie sytuacje. Gdybyśmy jeszcze jednego gola strzelili, to wtedy strzał życia Imaza w końcówce byłby jedynie bramką honorową – analizował trener Ruchu.


Pozytywem jest z pewnością także postawa „stranierich” w zespole Ruchu. Hiszpan Josema grał już co prawda we wcześniejszych meczach, ale wówczas był zmiennikiem. Teraz wyszedł w podstawowym składzie i pokazał, że można na niego liczyć. W końcówce spotkania zadebiutował Soma Novothny i chociaż nie miał okazji, by wykazać się pod bramką rywali, to jednak ofiarnie walczył na całym boisku. - Pokazaliśmy konsekwencję i zespołowość. Jeden kolega pomagał drugiemu. Przyszła jednak ostatnia akcja, ostatnia minuta i podobnie jak tydzień temu po meczu z Wartą, gdy byliśmy lepszym zespołem, tak i teraz czujemy niedosyt – stwierdził Stępiński. (TD)