Szwarga - ryzykant do kwadratu
BEZ ROZGRZEWKI - Andrzej Grygierczyk
Grzegorczyk objął Arkę już po rozpoczęciu bieżącego sezonu; wtedy, kiedy jeszcze pod wodzą Wojciecha Łobodzińskiego zajmowała 8. miejsce. Potem nastąpił imponujący marsz przejawiający się dziesięcioma zwycięstwami, remisem i raptem jedną porażką (akurat z liderem - Termalicą 1:2). A do tego 41 goli strzelonych (druga najlepsza ofensywa ligi) i 15 bramek straconych, który to dorobek musi budzić szacunek.
W Arce najwyraźniej nikt takiego bilansu na koniec jesieni nie zakładał (tak jak zapewne nie zakładano relatywnie wczesnego zwolnienia z obowiązków Łobodzińskiego), więc postanowiono poszukać kogoś innego. Wybór padł na Dawida Szwargę. - Proces wyboru nowego trenera trwał wiele tygodni. Trener Dawid Szwarga również potrzebował czasu na ustalenie wszelkich formalności z obecnym pracodawcą. Kiedy doszliśmy do porozumienia, uznaliśmy - wspólnie z Rakowem Częstochowa - że czas przerwy reprezentacyjnej będzie najwłaściwszy na komunikację z obu stron - wyjaśniał na klubowej stronie Marcin Gruchała, właściciel i prezes Arki.
Taki sygnał poszedł w świat na początku października, kiedy Grzegorczyk i drużyna dopiero się rozkręcali. Tym bardziej nie sposób nie zastanawiać się, czy aby w Arce zanadto się nie pospieszyli, czy słusznie zrobili, pozbawiając trenera możliwości dokończenia dzieła (szansy awansu), czy wprowadzanie nowego człowieka, a wraz z nim nowego sztabu, nie zakłóci pracy coraz lepiej prezentującej się maszyny, wreszcie - czy nie wykazali wobec swojego pracownika zwyczajnego wotum nieufności.
Czy też nie trzeba brać pod uwagę takiej ewentualności, że coś w nowym układzie nie zaskoczy, że pojawią się jakieś zakłócenia, że ktoś komuś nie będzie „pasował”, że nagle z pasma zwycięstw zrobi się pasmo remisów lub porażek, a w sumie że zmiana filozofii pracy nie każdemu w drużynie może pasować. Tu aż się prosi o odwołanie się do banału, że to tylko sport, w którym wszystko zdarzyć się może.
Jakkolwiek patrzeć, Dawid Szwarga podejmuje się ciężkiego i na swój sposób ryzykownego zadania. Czy tego chce, czy nie, efekty jego pracy będą nieustannie konfrontowane z dokonaniami Tomasza Grzegorczyka. Uda się Arce powrót do ekstraklasy, będzie to traktowane jako wypełnienie zadania na mocnych fundamentach, które zbudował Grzegorczyk. Nie uda się?! Biada i Szwardze, i prezesowi, który podjął taką decyzję i wziął na siebie wszystkie związane z nią konsekwencje.
Oczywiście, każde ryzyko wiąże się z szansą (kto nie ryzykuje, ten szampana nie pije) na sukces, na chwałę, na ciekawą zawodową przyszłość. W tym wymiarze Szwarga stoi przed bardzo poważnym wyzwaniem. Drugim w jego karierze. Trudno przecież nie pamiętać, że obejmował Raków po Marku Papszunie i o ile nader pomyślnie wiodło mu się w europejskich pucharach (czwarta runda eliminacji Ligi Mistrzów), o tyle już w rozgrywkach ekstraklasy na każdym niemal kroku dawano mu odczuć, że wchodzenie w buty Papszuna jest i trudne, i pod każdym względem ryzykowne. Nawet właściciel Rakowa, Michał Świerczewski, w pewnym momencie nie wytrzymał i napisał (na platformie X): „Niestety, staliśmy się ligowym średniakiem. Nie ma sensu się oszukiwać, to nasz najpoważniejszy kryzys od 2016 r. Zebrałem wtedy trochę doświadczeń. Spróbujemy tą sytuacją zarządzić”. Z potentata średniak... Jak wiadomo, zarządzanie skończyło się powrotem do przeszłości: Papszun został pierwszym trenerem, a Szwarga jego asystentem.
Jaki przebieg będzie miała jego przygoda z Arką? I jak zaciąży ona na jego przyszłości? A jak to, co się stało, zaciąży na przyszłości Tomasz Grzegorczyka? Czy już ustawia się do niego kolejka klubów?