Szwajcarzy zagrali tak, że Anglicy mają powody do obaw... Fot. PAP/EPA


Szwajcarski zegarek

„Nie musimy bać się Anglików” - przekonują szwajcarskie media podbudowane wyeliminowaniem aktualnych mistrzów Europy.


Włosi nie przekonywali swoją grą w fazie grupowej, ale awansowali, wyprzedzając Chorwację i Albanię.  Z Hiszpanią przegrali 0:1 po „samobóju" Riccardo Calafioriego, ale był to najniższy wymiar kary. Mistrzowie Europy z 2008 i 2012 r. mieli miażdżącą przewagę i pokazali Italii jej miejsce w szeregu, co podkreślili później Szwajcarzy.

Genialni we wszystkim

„Nati” to zespół, który na wielkich turniejach jest kojarzony z gładkim wyjściem z grupy, a następnie z szybkim odpadnięciem. Na poprzednich mundialach tak właśnie się działo, natomiast na Euro Szwajcaria już drugi raz z rzędu dotarła do ćwierćfinału. Na poprzednim czempionacie wyeliminowała w 1/8 finału Francję po karnych, natomiast teraz z Włochami ani przez moment nie zapowiadało się nawet na dogrywkę. Gracze z Półwyspu Apenińskiego ustępowali Helwetom w każdym aspekcie i w pełni zasłużenie przegrali 0:2. Szwajcarzy byli znakomici zarówno bez piłki, jak i z piłką. Elementy pressingowe wypracowane przez poprzedniego selekcjonera, jakże dobrze wspominanego Vladimira Petkovicia, zostały utrwalone przez aktualnego, Murata Yakina. Do tego doszło operowanie futbolówką na wysokim poziomie, za co w największym stopniu odpowiada największy gwiazdor zespołu, lider środka pola Granit Xhaka. – Absolutnie zdominował środek pola. Szwajcarzy byli genialni we wszystkim, co robili. Byli niesamowici – rozpływał się były reprezentant Anglii, Alan Shearer. A to właśnie z Wyspiarzami zmierzą się w kolejnej fazie piłkarze z alpejskich dolin.

Odmienieni po kryzysie

Na poprzednim Euro w ćwierćfinale Szwajcaria twardo postawiła się Hiszpanii. Nie szło jej tak dobrze, jak z Francją, ale i tak – ponownie – skończyło się na karnych, gdzie południowcy wygrali 3:1. Teraz Helweci zmierzą się z zespołem, który przed turniejem był uznawany za jednego z największych faworytów, dysponującego imponującą (na papierze) kadrą. Tyle tylko, że jak grają Anglicy, każdy widzi – bardzo słabo. Wyłącznie geniuszowi Jude'a Bellinghama zawdzięczają, że (chyba niezasłużenie) wyeliminowali skreślanych Słowaków. Ze Szwajcarią będzie im zdecydowanie trudniej. To drużyna lepsza personalnie, jeszcze lepiej zorganizowana, która potrafiła radzić sobie z Niemcami czy miernymi, choć faworyzowanymi Włochami. „Wszyscy jesteśmy zgodni. Nie musimy się bać tej Anglii. Reprezentacja zdaje się odmieniona po jesiennym kryzysie. Dotyczy to zwłaszcza selekcjonera Yakina. Nieważne, co robi, to działa” – napisał w komentarzu Christian Finkbeiner, szef działu piłkarskiego słynnego szwajcarskiego dziennika „Blick”.

Atakować mocniejszych

Wspomniany kryzys stawiał wiele znaków zapytania obok Murata Yakina, który kadrę objął latem 2021 po pracy w... drugiej lidze szwajcarskiej. „Nati” nie wygrali słabej grupy eliminacyjnej do Euro, ustępując Rumunom – wyprzedzając Kosowo, Izrael, Białoruś i Andorę. Na Euro nie widać jednak tamtych słabości. W zespole wszystko działa jak w szwajcarskim zegarku i właściwie trudno znaleźć wyraźnie słaby punkt. – Wysłaliśmy ważny sygnał. Potrafimy nie tylko bronić głęboko cofnięci, ale potrafimy również atakować i dominować. Już z Niemcami pokazaliśmy, że z zespołami takiego kalibru możemy iść łeb w łeb – powiedział selekcjoner Szwajcarii.

Piotr Tubacki