Sport

Szukanie ideału

Mimo remisu zarówno Krzysztof Brede, jak i Marek Saganowski byli zadowoleni z ostatniego meczu Podbeskidzia z Zagłębiem.

Joel Valencia (z lewej) jest w coraz wyższej formie. Fot. Krzyszytof Dzierżawa/PressFocus

BETCLIC 2. LIGA

Patrząc przez pryzmat ostatnich dwóch meczów, w których straciliśmy siedem bramek, z ciężkiego terenu wyjeżdżamy z czystym kontem - mówił po bezbramkowym remisie trener Zagłębia Sosnowiec, Marek Saganowski, który był zadowolony z zaangażowania swoich piłkarzy. - Bardzo dobry mecz Joela Valencii i całej linii obrony. Poprawiliśmy wszystko to, co zaplanowaliśmy, i to na pewno jest droga, którą chcemy podążać. Zdajemy sobie jednak sprawę, że jeszcze dużo pracy przed nami. Jeśli chodzi o mecz, to w pierwszych 20 minutach wypracowaliśmy dogodne okazje. Przy jednej z nich Kamil Biliński... wybił piłkę z linii bramkowej po strzale... Andrzeja Niewulisa, ale tak czasami bywa... Potem inicjatywę przejęło Podbeskidzie. Druga połowa wydawała się dużo bardziej wyrównana. Oba zespoły próbowały wychodzić z szybkimi atakami. Na początku Biliński miał sytuację, którą mógł sfinalizować. Cieszę się, że zeszliśmy ze złej drogi, bo ostatnio łatwo traciliśmy bramki, a tym razem zagraliśmy na zero z tyłu. Gdybyśmy wywieźli komplet punktów, byłoby wręcz idealnie. Zmiany pokazały, że wszyscy są gotowi i ciężar gry mogą brać na siebie – zakończył szkoleniowiec Zagłębia.

Zabrakło iskry

Krzysztof Brede, podobnie jak po porażce w Chojnicach, zaczął od oceny pracy sędziego, choć tym razem go... nie krytykował. - Trzeba pochwalić arbitra, który dźwignął ten mecz i prowadził go bardzo dobrze. Z tego się cieszę, bo ostatnio nie byłem zadowolony - zaznaczył trener Podbeskidzia. Później mówił już o planie swojej drużyny na spotkanie i sposobie jego realizacji. - Byliśmy nastawieni na budowanie ataków pozycyjnych, spodziewaliśmy się, że Zagłębie będzie chciało zagrać kontratakującym stylem i faktycznie tak to wyglądało. Budowaliśmy wiele akcji, ale przy ich wykańczaniu zabrakło trochę precyzji. Stworzyliśmy bardzo dobrą sytuację, gdzie był słupek (w 24 minucie po strzale głową Lucjana Klisiewicza - przyp. red.) i nie zdołaliśmy dobić piłki, która przetoczyła się po linii bramkowej. Drużyna przeciwna za bardzo nam nie zagroziła i mecz zakończył się remisem. U siebie chcemy wygrywać, nie patrząc na to z kim gramy i z takim nastawieniem wyszliśmy na boisko - mówił trener Brede, który ocenił, że starcie Podbeskidzia z Zagłębiem było pojedynkiem drużyn, które mają jakość, ale tym razem zabrakło iskry. - Był to mecz zespołów, które znają się na piłkarskim rzemiośle, lecz zabrakło im błysku. Mamy niedosyt, ale obiektywnie patrząc, nie było to spotkanie, w którym miażdżyliśmy przeciwnika. Trzeba brać ten punkt i pracować dalej nad poprawą skuteczności - zakończył szkoleniowiec bielszczan.

Kapitan kontuzjowany

W czwartek w Bielsku-Białej „Górali” czeka mecz Pucharu Polski z ekstraklasowym Zagłębiem Lubin, które po wysokiej porażce z Rakowem Częstochowa rozstało się z trenerem Waldemarem Fornalikiem. W bielskim zespole gotowy do gry powinien być już pomocnik Jaka Kolenc, wracający do zdrowia po niegroźnym - jak się okazało -urazie. Na kilka tygodni z powodu problemów mięśniowych wypadł Daniel Dziwniel, którego zabrakło już w niedzielnym meczu. Doświadczony obrońca, będący także kapitanem zespołu, od początku sezonu ma problem z utrzymaniem równej dyspozycji i jego miejsce w składzie zajmie Kacper Gach. Wychowanek klubu w wyjściowym składzie wybiegł już w spotkaniu z Chojniczanką.

(gru)