Szukajcie, a znajdziecie
Karne podyktowane w piątek przeciwko Ruchowi były delikatne, tak jak delikatnie w ich sprawie wątpliwości wyraził Waldemar Fornalik.
Dominik Preisler (nr 4) sprokurował „jedenastkę”, która dała Pogoni Grodzisk Mazowiecki remis w meczu z Ruchem. Fot. Igor Jakubowski/Press Focus
RUCH CHORZÓW
Na początek należy zaznaczyć, że obie „jedenastki”, podyktowane za faule Aleksandra Komora i Dominika Preislera, uważamy za poprawne. W pierwszej sytuacji doświadczony stoper najpierw podjął złą decyzję związaną z przecięciem podania, co otwarło mnóstwo przestrzeni Igorowi Korczakowskiemu – i to jego pchnął od tyłu Komor. W drugiej sytuacji Oliwier Olewiński „nawinął” Dominika Preislera, który swoją stopą zahaczył o łydkę piłkarza Pogoni.
To było na siłę
Szczególnie w tej drugiej sytuacji mowa jednak o faulu wyjątkowo miękkim. Kontakt był, natomiast pytanie brzmi, ile dołożył od siebie 19-latek wypożyczony do pierwszoligowego beniaminka z Legii? Czy dotknięcie Preislera było wystarczające, by odgwizdać upadek? Początkowo sędzia Łukasz Karski ze Słupska puścił grę, nie dostrzegając przewinienia, był jednak dość daleko od miejsca zdarzenia (jak na tacy miał je natomiast sędzia liniowy). Poprawić postanowił go VAR i tutaj rodzą się pewne wątpliwości. Bowiem od momentu samego zajścia do wskazania „na wapno” minęło... aż 5 i pół minuty, z czego niemałą część Karski spędził przed monitorem. O to największe pretensje, choć wypowiedziane w charakterystycznym stonowanym stylu, miał trener Ruchu Waldemar Fornalik. – Nie chcę już wracać do rzutu karnego. Dla mnie kontrowersja mimo wszystko była. Sędzia był blisko, nie podyktował go, później wpatrywał się pięć minut. Jeśli z boiska nie dyktuję, to potem nie szukam na siłę tego karnego. Ale to tak na marginesie – mówił świeżo po spotkaniu Fornalik, który w Pruszkowie, gdzie gra „u siebie” Pogoń, poprowadził Niebieskich w rekordowym w skali klubu 230. meczu.
Pomyłka ma być oczywista
Doświadczony trener poruszył clue całej sprawy. Już pal licho kwestie wspaniałych interpretacji, które powodują, że różni sędziowie w różnych spotkaniach niemal identyczne sytuacje interpretują w zupełnie różny sposób – i zawsze się bronią, bo jest dowolność owej „interpretacji”. Arbiter Karski wybroni się z gwizdnięcia „jedenastki” (do tej decyzji nam bliżej), obroniłby się też pewnie, gdyby uznał, że jednak na karnego było za mało. Natomiast kontrowersje wzbudza proces decyzyjny. Przypomnijmy, że VAR – mający prawo wpływać na decyzje o karnych – może interweniować tylko w sytuacji rażącego błędu sędziego. Zapraszając go do monitora, ma wręcz obowiązek przedstawić mu dowody jego jasnej i oczywistej pomyłki. Stąd zazwyczaj arbiter główny oglądający powtórkę równa się zmiana decyzji. Szybki rzut oka i wiadomo, o co chodzi.
Natomiast jak rozumieć fakt, że skoro błąd w Pruszkowie był rzekomo oczywisty, to cała analiza i oglądanie na monitorze tyle trwały? Widzieliśmy przecież powtórki prezentowane sędziemu. Niestety, jakość wideo w 1. lidze jest niższa niżw ekstraklasie, stąd na ekranie faktycznie dość trudno było uchwycić płynny moment kontaktu Preislera i Olewińskiego. Niby coś było widać, ale wszystko zostało zaprezentowane w formie klatek, wręcz stopklatek, zacierających jakiekolwiek pojęcie dynamiki. Trochę się trzeba było domyślić... Arbitrzy oglądali i oglądali, a piłkarze czekali – stąd słowa Fornalika o szukaniu na siłę. Jeśli nie masz pewności odnośnie danej decyzji, a VAR nie jest w stanie przedstawić jej w formie zero-jedynkowej – utrzymujesz decyzję z boiska. Tak to powinno wyglądać.
Piotr Tubacki
