Sport

Sztuka przegrywania

Po porażce z Interem środowisko Barcelony skupiło się na krytykowaniu sędziego Szymona Marciniaka.

Decyzje polskiego arbitra wzbudziły kontrowersje w Barcelonie. Fot. PAP/EPA

LIGA MISTRZÓW

Barcelona odpadła z Ligi Mistrzów, przegrywając w dogrywce z Interem. Mecz był piękny dla tych, którzy nie kibicowali żadnej ze stron. Najpierw na dwubramkowe prowadzenie wyszli mediolańczycy. Później Barcelona wróciła do meczu, a w 87 minucie Raphinha zapewnił jej prowadzenie. Wydawało się, że Blaugrana wytrzyma do ostatniego gwizdka, ale w 3 minucie doliczonego czasu do dogrywki doprowadził doświadczony Francesco Acerbi. Świat dla drużyny Hansiego Flicka jeszcze się wtedy nie zawalił, lecz gdy w 99 minucie Davide Frattesi zdobył gola na 4:3, Barca musiała pogodzić się z porażką, ale… pogodzić się nie mogła.

Sędzią spotkania był Szymon Marciniak. Trener Flick podczas konferencji prasowej ochoczo komentował pracę arbitra, oceniając ją jednoznacznie negatywnie. - Wszystkie decyzje sędziego w sytuacjach 50 na 50 były na korzyść Interu. Czasem tak jest, że czujemy się niesprawiedliwie potraktowani, bo niektóre akcje arbitra były… nie po naszej stronie. Musimy to zaakceptować - powiedział Niemiec. Wtórował mu środkowy pomocnik Pedri. - UEFA powinna się temu przyjrzeć. Było wiele stykowych sytuacji, które zostały rozstrzygnięte na korzyść rywali, czego nie rozumiem - stwierdził Hiszpan urodzony na Teneryfie. To dość ciekawe, z jaką łatwością środowisku Barcelony przychodzi krytykowanie sędziego, gdy zespół popełnił banalne błędy, które doprowadziły do zwycięstwa Interu. Pierwszą połowę Barcelona praktycznie przespała. Później popełniła dwa błędy w defensywie, które poskutkowały porażką. Duma Katalonii zagrała po prostu słaby mecz, a być może zawodnicy Hansiego Flicka przyzwyczaili się w tym sezonie do prezentowania pięknego futbolu i wygrywania na każdej możliwej płaszczyźnie. Może część z nich zapomniała, jak się przegrywa i jak przyjąć porażkę z godnością. Nie zwalnia ich to jednak z tego, aby zachować się po meczu, jak na genialnych sportowców przystało. Zabrakło im po prostu klasy.

Oczywiste jest to, że mecz dla Szymona Marciniaka był trudny i z całą pewnością nie uniknął błędów. Kibice Barcelony zauważą zapewne, że w jednej sytuacji Polak mógł podyktować dla Blaugrany rzut karny za zablokowanie piłki ręką. „Mógł” jest jednak słowem kluczowym, bo sytuacja nie była zerojedynkowa. Inni powiedzą, że czerwoną kartką powinien zostać ukarany Denzel Dumfries za faul na Gerardzie Martinie. Stopklatka z tej sytuacji wygląda jak oczywisty i brutalny faul Holendra. Gdy jednak zobaczy się całe nagranie, a nie wycinek z tej sytuacji, można dojrzeć, że to Hiszpan szukał kontaktu z rywalem, a nie na odwrót! Co więcej, Marciniak popełnił też błąd na niekorzyść Interu, gdy nie pozwolił mediolańczykom dokończyć pierwszej połowy dogrywki, gdy ci praktycznie znaleźli się w sytuacji sam na sam. Polak z całą pewnością nie zaliczy więc tego meczu do udanych, ale uznanie, że był on przyczyną porażki Barcelony, jest absurdalne i niesprawiedliwe.

Pod nosem można się uśmiechnąć, patrząc na to, co wypisują katalońskie media, które przy każdej okazji zaciekle bronią Blaugranę. Dziennik „Mundo Deportivo” napisał o „skandalicznym sędziowaniu Marciniaka”. Z kolei barceloński „Sport” poinformował, że „występ polskiego sędziego był katastrofalny”. Ich narracja jest wynikiem tego, co wydarzyło się rok temu, gdy Marciniak i jego zespół popełnili błąd na korzyść Realu Madryt w półfinale z Bayernem. Od tamtego momentu Polak uznawany jest przez Katalończyków za zagorzałego fana Królewskich. W głowach tych, którzy wspierają Barcelonę, Szymon Marciniak zrobiłby wszystko, żeby uprzykrzyć jej  życie. A prawda jest taka, że największą krzywdę Barca zrobiła sobie sama.

Kacper Janoszka