Sztab dobrze odrobił „zadanie domowe”!
Rozmowa z Pawłem Kryszałowiczem, byłym napastnikiem reprezentacji Polski
Postawienie na Przemysława Wiśniewskiego (z lewej) to odważna – ale skuteczna – decyzja Jana Urbana. Fot. Marcin Karczewski/PressFocus
Rozmawiamy dosłownie 2 minuty po końcowym gwizdku. Serce jeszcze bije mocno?
- Bije. Pamiętajmy, z jakim zespołem graliśmy. A jednak przetrwaliśmy te ciężkie czasy, zwłaszcza w pierwszej połowie. Druga była już dość wyrównana, choć w końcówce serce rzeczywiście biło. Myślę, że ten remis to jest promyk nadziei na przyszłość.
Punkt w Rotterdamie to tylko promyk?!
- Nie powiedziałbym, żebyśmy nie wiadomo jak porywająco grali. Owszem, lepiej niż w kilku ostatnich meczach, ale w posiadaniu piłki – właśnie spoglądam na statystyki – Holendrzy dominowali zdecydowanie: 69 do 31. Ale wynik jest super. A poza tym sądzę, że jeśli tak zagramy w niedzielę, z Finlandią spokojnie wygramy. Czerwcowa porażka była katastrofą. Mamy dużo lepszych piłkarzy, grających w dużo lepszych klubach. Gdyby nie przedmeczowa sytuacja, o porażce nie byłoby mowy.
Rozumiem, że poprawiona została sfera mentalna tego zespołu?
- Ewidentnie zadziałał osławiony „efekt nowej miotły”. Przyszedł nowy trener, ma nieco inny system grania, zapewne też nieco inny przekaz. Widać było, że wrzucił wiele nowej energii w ten zespół. No i piłkarze dali z siebie wszystko, co mogli.
I chyba zachęcił do odwagi, skoro w takim meczu, z takim rywalem, daje w defensywie szansę debiutu nowicjuszowi z Serie B?
- To dowodzi tego, że żaden trener nie powinien się przywiązywać do nazwisk. Jego sztab najwidoczniej dobrze odrobił „zadanie domowe”. Oglądał wielu zawodników, wytypował najlepszych – tych w formie. To jest odpowiednia praca selekcjonera!
A nie zadrżał pan trochę, kiedy schodził najpierw Lewandowski, a potem Zieliński?
- Zieliński jest jednym z filarów tej drużyny. Znamy jego umiejętności, możliwości – jeśli tylko fizycznie jest zdolny do grania. Wiemy, że na razie ma kłopoty z grą w klubie, z wielką konkurencją. Widocznie na tyle minut było go stać w Rotterdamie. Robert? Jest naszym najlepszym piłkarzem w historii reprezentacji. Ale dzisiejszy Lewandowski to nie jest ten Lewandowski sprzed trzech-czterech lat. Wciąż daje bardzo dużo zespołowi, ale przychodzi moment, w którym trzeba go po prostu zdjąć. I trener musi to widzieć. Musi mieć swoje DNA, nie może się bać piłkarzy. Bo to trener jest szefem. Robert to wie. Nie widziałem, by był zdenerwowany czy obrażony, gdy schodził z boiska.
To jeszcze pytanie na sam koniec, jako byłego łowcy bramek. Jak się panu podobał strzał Matty'ego Casha?
- Myślę że każdy mecz powinien grać przeciwko Holandii w Rotterdamie (śmiech). Pewnie już drugiego takiego gola nie zdobędzie, bo strzelił wyśmienicie!
Rozmawiał Dariusz Leśnikowski
