Szklanka jest do po połowy...?
W czwartkowy wieczór w Gdyni nikt nie planuje brać jeńców, bo Arka i Ruch potrzebują punktów zanim czołówka oddali się z zasięgu ich wzroku.
W czwartek w Gdyni dojdzie do szlagierowego spotkania na poziomie pierwszej ligi, bo w hicie szóstej kolejki spotkają się dwie uznane firmy, murowani pretendenci do awansu. Arka marzyła o powrocie do Ekstraklasy już w poprzednim sezonie, Ruch w niej występował, marzy o tym teraz po spadku z elity. Zatem oba zespoły mają w tym sezonie identyczne cele, choć na początku zmagań zawodzą. Rzut oka na tabelę mówi wszystko - na razie oba zespoły częściej gubią punkty niż je zdobywają w komplecie. Chorzowianie zajmują miejsce w środku stawki, więc zasadne w ich przypadku staje się pytanie, czy szklanka jest w połowie pusta, czy też pełna?
- Myślę, że nie ma nikogo w klubie, kto byłby zadowolony z miejsca w tabeli i liczby zdobytych punktów - tak na tę zagadkę odpowiedział obrońca „Niebieskich”, Martin Konczkowski. - Jedno zwycięstwo w pięciu kolejkach to na pewno wynik, z którego się nie cieszymy. Celujemy wyżej, nie ma co się oszukiwać - zapewnił.
Niewiele lepiej spisują się jak na razie żółto-niebiescy. W ostatniej kolejce oba zespoły grały na wyjeździe z innymi faworytami do awansu. Ruch zremisował z Termalicą, a Arka zdobyła „oczko” z Wisłą Kraków (2:2), odrabiając przy Reymonta po kapitalnym meczu dwubramkową stratę do pucharowicza. - Takie mecze budują drużynę i atmosferę - zauważył napastnik z Gdyni Karol Czubak. Głównie za sprawą błyskotliwego Joao Oliveiry, który dwukrotnie idealnie trafił do siatki „Białej Gwiazdy”. 28-letni gwiazdor zespołu po pięciu rozegranych meczach ma trzy bramki i asystę, na co zwrócił uwagę szkoleniowiec Arki na konferencji prasowej po meczu w Krakowie. - Joao Oliveira jest w tej chwili w takiej dyspozycji, że to może być jeden z najlepszych piłkarzy w tej lidze – podkreślił trener Wojciech Łobodziński.
Pewne jest więc, że w czwartkowy wieczór nikt nie planuje na stadionie miejskim w Gdyni brać jeńców, a obie drużyny będą potrzebowały kompletu punktów, zanim pierwszoligowa czołówka ligi oddali się z zasięgu ich wzroku.
Zbigniew Cieńciała
Spektakl murowany!
Rozmowa z obrońcą Ruchu Chorzów, Martinem Konczkowskim
Patrząc na tabelę, to dość bezbarwnie wyglądają wasze wyniki.
- Było dużo zmian, jeśli chodzi o kadrę. Niektórzy zawodnicy późno dołączyli do zespołu, statystyki oddają jednak miejsce w tabeli. Do meczu z Wisłą Kraków (1:3) straciliśmy tylko jedną bramkę, więc w defensywie wyglądało to w miarę stabilnie. Szwankuje za to skuteczność. W Niecieczy mieliśmy więcej sytuacji od Termaliki. Uważam, że bardziej zasłużyliśmy na zwycięstwo. Termalica miała jedną szansę, po naszym błędzie i to nie stuprocentową. Słabo zagraliśmy ze Zniczem, ale też powinniśmy wygrać, bo okazje były.
Ostatni wyjazdowy mecz z liderującą Termalicą ocenimy zatem jako zwiastun czegoś pozytywnego?
- To jeszcze nie do końca było to, czego od siebie oczekujemy, ale jest to kroczek do przodu. Może nie wyglądamy z meczu na mecz o niebo lepiej, ale idziemy do przodu. Pod względem agresywności, gry na kontakcie wygląda to coraz lepiej.
"Gdybyśmy wygrali ze Zniczem, gdybyśmy strzelili zwycięską bramkę z Termalicą. Jesteśmy bezdomni, nie mamy stadionu, mamy super kibiców"... Nie pora już zamknąć rozłożony nad wami parasol?
- Zgadza się. Prawda jest taka, że liczą się punkty. Kibice, my także bylibyśmy na pewno bardziej zadowoleni, gdybyśmy zagrali pięć bardzo słabych spotkań, a wygrywali. A jesteśmy na w środku tabeli i powoli zaczyna się klarować pierwszoligowy podział ról. Dlatego, jeśli chcemy być u góry i chcemy wygrywać w każdym meczu, to musimy potwierdzić to na boisku, a nie deklaracjami.
Podtrzymuje pan nadzieje na awans?
- Oczywiście. To jest początek sezonu, jeszcze wiele spotkań. Już w najbliższych meczach musimy zacząć punktować, złapać dobrą serię. Wtedy pojawi się też pewność siebie i będzie się łatwiej grało. Przed sezonem powiedzieliśmy sobie, że patrzymy na każde najbliższe spotkanie i robimy małe kroczki. Zbieramy punkty. Tego się trzymajmy.
Widział pan mecz Arki z Wisłą? To było bodaj najlepsze piłkarsko pierwszoligowe spotkanie w tym sezonie?
- To mocny zespół, grają u siebie, przed własną publicznością, na pewno wyjdą na nas z nastawieniem tylko na zwycięstwo. Ale mnie naprawdę interesuje wyłącznie to, jak my się zaprezentujemy. Liczę na to, że lepiej niż w poprzednich meczach.
Ze znakomitej strony pokazał się w Krakowie skuteczny Oliveira. Trener Janusz Niedżwiedź wydelegował kogoś do „oplastrowania” Joao?
- Nasz trener nie stosuje takich sposobów. Zażegnywanie niebezpieczeństwa w zarodku, to nie jest sprawa jednego zawodnika. Musimy zwrócić na niego uwagę. Na pewno, zwłaszcza po ostatnim meczu, urósł i nabrał pewności siebie, ale bronimy się jako drużyna, a dużą rolę będą mieli do odegrania ci, którzy będą obok niego na boisku.
W Gdyni zapowiada się więc dobre i pełne emocji widowisko.
- Takie zespoły jak Arka, obie Wisły - z Krakowa i Płocka - podobnie jak my zawsze mają wielkie ambicje, aspiracje, plany, więc w jakich spotkaniach można się lepiej sprawdzić, jak nie na ich tle? Piłkarze Arki chcą grać w piłkę, co dobrze rokuje dla kibiców, bo mecz będzie otwarty, nikt zapewne nie zaparkuje "autokaru" przed własnym polem karnym. W Gdyni spektakl jest murowany. Na to liczymy. Także na nasz ofensywny futbol, na poprawę skuteczności i będzie dobrze!
Rozmawiał Zbigniew Cieńciała