Sport

Szczęśliwy thriller

Fortuna sprzyjała wicemistrzom Polski. Rzut Arstema Karaleka w ostatniej sekundzie meczu w Trondheim przyniósł im cenną wygraną w Lidze Mistrzów.

Chłodny umysł Arstema Karaleka zapewnił kielczanom trzecie zwycięstwo w LM. Fot. Norbert Barczyk/PressFocus

Była dokładnie 59 minuta i 22 sekunda, gdy Tałant Dujszebajew po raz pierwszy poprosił o czas. Jego podopieczni prowadzili 32:31, gdy kazachski szkoleniowiec przesuwał pionki na tablicy, rozrysowując ostatnią akcję. Remis był już „kieszeni”, ale chodziło o to by, nie stracić piłki, spokojnie dograć ją na czystą pozycję i zamknąć ten przedziwny mecz. Kielczanie kiwnęli głowami i chwilę po rozpoczęciu gry Jorge Magueda... stracił piłkę. Wtedy zaczął się nieprawdopodobny horror. Norweski szkoleniowiec wykorzystał już wszystkie przerwy, ale jego chłopcy bez tego doskonale wiedzieli, co mają zrobić. Błyskawicznie wyprowadzili kontrę, a Simen Lyse pewnie pokonał Miłosza Wałacha. Trybuny oszalały, w górę wystrzeliły ręce na ławce rezerwowych gospodarzy, bo do końcowej syreny pozostawały tylko 4 sekundy. Dla Wałacha i Arstema Karaleka aż 4 wystarczająco długie sekundy. Polski bramkarz natychmiast odrzucił piłkę na środek boiska do białoruskiego obrotowego, a ten przez pół boiska równo z syreną wrzucił piłkę do pustej bramki. Jeszcze desperackim rzutem próbował odbić piłkę wracający na swoją pozycję Torbjon Bergrud, ale nie dał rady. Industria odniosła drugie z rzędu wyjazdowe zwycięstwo - tydzień temu w Magdeburgu oglądaliśmy równie mocny thriller, też zakończony jednobramkowym sukcesem i wczoraj było podobnie. Trener Chritian Berge usiadł na ławkę, z trudem łapiąc powietrze, polscy kibicie cieszyli się, że byli świadkami widowiska, które na długo zapadnie w pamięci.

Remisowy wynik po pierwszej połowie braliśmy w ciemno, bo nie były to dobre dwa kwadranse wicemistrzów Polski. Z drugiej strony trzeba przyznać, że był to rezultat sprawiedliwy. W pierwszych 15 minutach dziwnie rozkojarzeni kielczanie popełnili sporo prostych, niewymuszonych błędów. Ich bardzo silny punkt, czyli obrona, grała sielankowo, atak nie odstawał od reszty. Niesieni dopingiem i bardzo mocno nakręceni gospodarze, którzy nie byli faworytem potyczki z wyżej notowaną Industrią, wykorzystywali sytuację (5:2, 7:4, nawet 9:5 w 11 min). Zaczęliśmy się poważnie martwić o podopiecznych trenera Dujszebajewa, ale w 20 min od stanu 12:8 kielczanie przekazali pałeczkę złej postawy gospodarzom i to oni zachowywali się niczym juniorzy. Zastój Norwegów Arkadiusz Moryto, Dylan Nahi i spółka w najlepszy możliwy sposób (15:13 w w 25 min, 15:15 w 27 min) wykorzystali, na koniec doprowadzając do dobrego rezultatu, który na początku drugiej połowy zmienili w obiecujący (17:20), a następnie w atrakcyjny (20:26). I wtedy - jak za dotknięciem złej czarownicy - stanęli jak zahipnotyzowani. Rywale zdobyli 6 bramek z rzędu, a w 50 min odzyskali prowadzenie (28:27). Wściekły Dujszebajew machał rękami, głowy rezerwowych nakryły białe ręczniki. Na szczęście nie oznaczały one poddania się, a wręcz przeciwnie...

Zbigniew Cieńciała

Kolstad IL - Industria Kielce 32:33 (17:17)

KOLSTAD: Eggen, Bergrud - Hald, Sagosen Aalberg 3, Oskarsson 1, Sondena 4, Gullerud 2, Johannsson 1, Stolefjell, Jeppsson 8, Lyse 8, Hovde, Gudjonsson 5, Johansen. Kary: 6 min. Trener Christian BERGE.

INDUSTRIA: Wałach, Mestrić - Moryto 8/2, Magueda 6, Karacić, Karalek 5, D. Dujszebajew 2, Nahi 8, Olejniczak 1, Surgiel, Gębala, Rogulski, Monar 3. Kary 4 min. Trener Tałant DUJSZEBAJEW.

Sędziowali: Robert Schulze i Tobias Toennies (obaj Niemcy). Widzów 8600.


GRUPA B: SC Magdeburg - HBC Nantes 28:32 (16:15), Aalborg - Pick Szeged 29:28 (16:15), RK Zagrzeb - FC Barcelona 29:31 (14:19).

1. Barcelona

5

10

154:144

2. Nantes

5

6

162:146

3. Szeged

5

6

157:151

4. Kielce

5

6

138:136

5. Aalborg

5

5

150:158

6. Magdeburg

5

3

149:148

7. Zagrzeb

5

2

138:148

8. Kolstad

5

2

143:170