Sport

Szczęściarze z Dallas

Sensacyjnie zakończyła się tradycyjna loteria przed czerwcowym draftem.

Stephen Curry kibicuje kolegom z ławki. To za mało, Warriors przegrywają z Minnesotą już 1-3. Fot. PAP/EPA

NBA

W poniedziałek odbyły się dwa mecze, ale najważniejszym wydarzeniem nocy była loteria przed draftem NBA, która decydowała o kolejności, w jakiej poszczególne kluby będą mogły wybierać najlepszych młodych graczy. Tradycyjnie najsłabsze drużyny minionego sezonu zasadniczego miały największe szanse. Utah Jazz, Washington Wizards oraz Charlotte Hornets przystępowały do loterii jako potentaci, każdy z tych zespołów miał po 14 procent szans na wybór pierwszego miejsca. Tymczasem loteria zakończyła się wielką sensacją – jedynkę w czerwcowym drafcie wylosował Dallas Mavericks, który miał na to 1,8 procent szans! Dwójkę wylosowali San Antonio Spurs, a trójkę Philadelphia 76ers.

Bitwa toczyła się o Coopera Flagga, bo to on 25 czerwca ma szansę zostać wybrany z pierwszym numerem draftu. Mierzący 206 centymetrów 18-latek był w minionym sezonie liderem uczelni Duke, którą poprowadził do Final Four – wybrano go najlepszym zawodnikiem roku konferencji ACC, zdobył nagrodę Naismith College Player of the Year.

Tymczasem na boisku blisko wyeliminowania znaleźli się obrońcy tytułu. Celtics przegrali właśnie po raz trzeci i tylko jednej wygranej brakuje ekipie z Nowego Jorku, żeby awansować do wielkiego finału. Bohaterem spotkania w Madison Square Garden był po raz kolejny Jalen Brunson, który zdobył 39 punktów, miał też 12 asyst i 5 zbiórek. Trafił 4 z 8 trójek.

Mecz decydował się w czwartej kwarcie. W tym okresie znakomicie spisywał się lider Celtów Jayson Tatum (11 punktów, dwie trójki), ale 3 minuty przed końcem upadł pod własnym koszem, złapał się za kostkę prawej nogi i boisko opuścił na ramionach kolegów. Kontuzja lidera zespołu z Bostonu wydaje się poważna, jego udział w meczu numer 5 jest mocno zagrożony. – To trudny dla nas wieczór. Przegraliśmy mecz, martwimy się o zdrowie naszego lidera. Ale jutro podniesiemy głowy i będziemy działać dalej – zapowiedział skrzydłowy Jaylen Brown.

Emocji nie brakowało też w San Francisco. Wszystko wskazuje na to, że sezon dla Golden State zbliża się do końca. Warriors grają bez kontuzjowanego Stephena Curry'ego i przegrali z Timberwolves trzeci mecz z rzędu. Do przerwy minimalnie lepsi byli gospodarze, ale trzecia kwarta była popisem Leśnych Wilków, które wygrały tę część aż 39:17! – W przerwie trener wszedł do szatni i powiedział nam, że gramy, jakbyśmy już wygrali tę serię. Ja też zwróciłem kolegom uwagę, że mamy przecież dopiero dwa zwycięstwa – opowiadał po meczu Anthony Edwards, który zdobył 30 punktów. Julius Randle miał 31 „oczek”. Ten duet pospołu ustrzelił aż 10 trójek.

Najlepszym graczem GSW był niespodziewanie rezerwowy Jonathan Kuminga (23 punkty). Zawiedli zawodnicy pierwszej piątki – Brandin Podziemski miał tylko 3 celne rzuty z gry na 14 prób, a Buddy Hield 4 z 11.

Mecz numer 5 już w środę w Minneapolis. Goście zagrają z nożem na gardle, tylko wygrana zapewni im przedłużenie serii. W środę kolejne badania ma też przejść Curry, ale wątpliwe, by zdążył wrócić do składu na ten mecz.

Wyniki
Półfinał Konferencji Wschodniej: New York - Boston 121:113 (3-1).
Półfinał Konferencji Zachodniej: Golden State - Minnesota 110:117 (1-3).

(p)