Sport

Szczególny przypadek Monachium

Miejsce rozgrywania finału Ligi Mistrzów jest szczególne dla obu zespołów. Nieważne kto wygra, dopisze kolejny rozdział niesamowitej historii.

Trener Luis Enrique jeszcze nigdy nie przegrał finału. Czy dziś podtrzyma swoją serię? Fot. PSNEWZ/SIPA/PressFocus

Kazimierz Mochlinski z Monachium

Rzadko się zdarza, aby finał Ligi Mistrzów był tak dobrze skorelowany geograficznie, jak pojedynek Paris Saint-Germain z Interem Mediolan w Monachium. Francuzi i Włosi spotkają się w pół drogi w Niemczech, a udział w tym będą mieli Polacy – Piotr Zieliński i Nicola Zalewski w szczytowych momentach swoich karier.

Nie brakowało dramaturgii

Przed półfinałami spodziewano się czegoś innego. Mówiono o możliwym powrocie Roberta Lewandowskiego do Monachium, gdzie grał pamiętne mecze dla Bayernu. Wojciech Szczęsny mógł zagrać przeciwko swojemu byłemu klubowi, Arsenalowi. Spekulowano też o ponownym powrocie do Bawarii trenera Barcelony, a wcześniej także Bayernu – Hansiego Flicka. Ale Barca odpadła i tym razem nie zmierzy się ze swoim byłym piłkarzem i trenerem Luisem Enrique. Barcelona nie ma szczęścia do finałów rozgrywanych w Monachium. Po raz drugi takie spotkanie odbędzie się na stadionie Bayernu – i po raz drugi Katalończycy odpadli w półfinale.

W obu przypadkach nie brakowało zresztą dramaturgii. W 2012 roku ulegli Chelsea, mimo że przeciwnik grał w dziesiątkę po czerwonej kartce. Tym razem przegrali z Interem po dogrywce, w niesamowitym dwumeczu zakończonym wynikiem 7:6. Trzynaście lat temu pogromca Barcelony wygrał Ligę Mistrzów. Czyżby w 2025 roku Inter powtórzył regułę Chelsea?

Nie jest to zbieg okoliczności, że Simone Inzaghi w trzecim sezonie jako trener Interu drugi raz dotarł do finału Ligi Mistrzów. W 2023 roku w Stambule lepszy okazał się od niego Manchester City, a teraz na jego drodze stoi wyjątkowy Luis Enrique, który doprowadził PSG do finału Champions League w swoim drugim sezonie pracy w Paryżu. Dwa lata temu możliwość zatrudnienia hiszpańskiego szkoleniowca odrzucono w... Chelsea. Enrique nie sądził, że może zostać trenerem w Londynie, a PSG wykorzystało tę sytuację i ma teraz z niego wielką pociechę. W tym sezonie Chelsea musiała zacząć grę w pucharach od eliminacji do Ligi Konferencji, którą kilka dni temu wygrała. W tym samym czasie paryżanie stoją przed szansą zwycięstwa w najważniejszej europejskiej konkurencji.

Pogromcy Anglików

Połączenie PSG i Enrique powstało, bo obie strony widziały w sobie nawzajem wielki potencjał na sportowy sukces. Oprócz tego klub i trener pasują do siebie z jeszcze jednego powodu – 1970. W tym roku powstało Paris Saint-Germain, i w tym roku urodził się Enrique. Działacze PSG chwalą jego ogromną, imponującą energię, którą trener przekazuje do każdego zakątka klubu. Hiszpan przekształcił nawet w siłownię swoje biuro! Zazwyczaj co pół godziny wstrzymuje swoją pracę, żeby wykonać kilka ćwiczeń – głównie pompek. To przekłada się na sposób gry drużyny, która prezentuje wyjątkową energię. Intensywność i siła fizyczne są dziś uważane za wyróżnik futbolu angielskiego – a jednak niesamowite PSG pokonało już w tej edycji Ligi Mistrzów czterech przedstawicieli Premier League!

Ograło Manchester City, Liverpool, Aston Villa i Arsenal – ostatnią trójkę eliminując w fazie play off. To nie może być zbieg okoliczności. Porównanie do Anglików jest dla Francuzów o tyle istotne, że niedawno dwa kluby angielskie zwyciężyły w pozostałych europejskich pucharach. Tottenham zatryumfował w Lidze Europy, a Chelsea w Lidze Konferencji. Reszta angielskiej elity przegrywała z PSG. Miłym akcentem dla paryżan będzie fakt, że dzisiejszy finał poprowadził Istvan Kovacs, rumuński sędzia, który prowadził także ich wygrane 1:0 spotkanie na terenie Liverpoolu.

Perspektywa angielska jest tym bardziej ciekawa, że w fazie ligowej LM zarówno PSG jak i Inter odwiedzili Wyspy Brytyjskie. We wrześniu, kiedy Zieliński był jeszcze podstawowym wyborem Inzaghiego w pucharach, walnie przyczynił się do tego, że mediolańczycy zremisowali bezbramkowo na terenie Manchesteru City, wówczas obrońcy mistrzostwa Anglii. W październiku PSG spisało się wyraźnie gorzej w Londynie, przegrywając z Arsenalem 0:2, choć wynik mógł być znacznie gorszy. W tamtej części sezonu trener Enrique jeszcze nie przystosował swojego zespołu do nieobecności Kyliana Mbappe, który kilka tygodni wcześniej rozpoczął swoją przygodę w Realu Madryt.

Martwiący przykład

Szkoleniowiec z czasem dokonał jednak tego, częściowo poprzez przesunięcie Ousmane'a Dembele ze skrzydła bliżej środka pola i przekonaniu zawodnika, że w tej roli będzie odnosił sukcesy. W kwietniu jedenastka PSG zrewanżowała się Arsenalowi, pokonując Kanonierów w Londynie 1:0 – oczywiście po bramce Dembele. Co prawda był to jego jedyny gol w ostatnich 9 występach, lecz mimo tego najlepszy piłkarz Ligue 1 minionego sezonu – wybrany głosami pozostałych graczy – w 2025 roku osiągnął 25 bramek w 28 występach dla PSG! W całym sezonie strzelił 33 gole we wszystkich rozgrywkach.

Dembele w zdobywaniu bramek bardzo pomogło ściągnięcie w styczniu Kwiczy Kwaracchelii, co także przyczyniło się do różnicy wyników w starciach z Arsenalem jesienią, a wiosną. Wcześniej Gruzin był kolegą Zielińskiego w Napoli. Teraz zmierzy się z nim w finale Ligi Mistrzów.

Dla „Ziela” i całego Interu transfer Kwaracchelii może być martwiący, bo jest przykładem znakomitego budowania drużyny przez Enrique – w przeciwieństwie do wcześniejszego podejścia paryżan, ściągających takie mega gwiazdy, jak Lionel Messi, Neymar czy Mbappe. Mimo tego nie zdołali z nimi zdobyć Ligi Mistrzów. Najbliżej byli w 2020 roku, kiedy przegrali z Bayernem i Robertem Lewandowskim. To jedyny dotychczasowy występ PSG w finale LM, który został wtedy zepsuty brakiem obecności kibiców na stadionie, co wynikało z pandemii koronawirusa. W dzisiejszy wieczór fani spróbują nadrobić to, co stracili w Lizbonie przed pięcioma laty.

Miasto debiutantów

Czyżby więc po przegranej z Bayernem Monachium teraz PSG wygra w Monachium? Dla Enrique Niemcy są krajem szczególnym, bo to właśnie tam, w Berlinie, wygrał z Barceloną Champions League 10 lat temu. Niesamowite jest to, że szkoleniowiec do tej pory prowadził swoje zespoły w 10 finałach i wszystkie wygrał – sześć z Barceloną i cztery z PSG. Tydzień temu przedłużył tę serię w finale Pucharu Francji, kompletując drugi dublet z rzędu, pokonując Stade de Reims 3:0. Była to dobra rozgrzewka przed Interem, także o znaczeniu symbolicznym – bo Reims to pierwszy finalista Pucharu Europejskich Mistrzów Klubowych z Francji. W 1956 roku przegrało z Realem Madryt

Warto w tym miejscu wspomnieć, że sam Inter dotarł do 7 finałów PEMK/Ligi Mistrzów, a wszystkie francuskie kluby razem wzięte osiągnęły takich finałów 8. Inter wygrał trzy takie finały, a ekipom z Francji udało się to tylko Olympique'owi Marsylia w 1993 roku – co miało miejsce w... Monachium, gdy rywalem marsylczyków był AC Milan, czyli derbowy rywal Interu. Istnieje więc niemałe prawdopodobieństwo, że ponownie powtórzy się historia, w której Francuzi pokonują mediolańczyków w Monachium. Do tego trzeba dodać fakt, że w 4 z 5 finałów PEMK/Ligi Mistrzów, które odbywały się w stolicy Bawarii, wygrywały zespoły, dla których były to debiutanckie tryumfy – Nottingham Forest w 1979, wspomniana Marsylia, Borussia Dortmund w 1997 i Chelsea w 2012. Czy PSG dołączy do tej listy?

Istnieje jednak pewne pocieszenie dla Zielińskiego, Zalewskiego i ich kolegów. PSG już w tym sezonie w Monachium przegrało – z Bayernem 0:1 w fazie ligowej, a Inter na tym samym stadionie pokonał Bawarczyków w ćwierćfinale 2:1. Wytypowanie zwycięzcy pomiędzy PSG a Interem będzie więc równie trudne jak odgadnięcie, kto zostanie prezydentem RP. Tyle dobrze, że chociaż europejski finał będzie stanowił miłą odskocznię od brudnego i męczącego świata polityki.