Sport

Szansa dla rezerwowego

Rozmowa z Jordanem Zaleszczykiem, środkowym reprezentacji Polski i JSW Jastrzębskiego Węgla

Jordan Zaleszczyk debiut w kadrze ma już za sobą. Fot. Marcin Bulanda/PressFocus

W trakcie sezonu klubowego niewiele pan grał, a mimo to znalazł się w kadrze. Powołanie od trenera Nikoli Grbicia zaskoczyło pana?

- Tak, właśnie dlatego, że nie grałem zbyt dużo. Dziękuję trenerowi, że mimo to mnie zauważył, zaufał i dał mi szansę. Być w kadrze, nawet tej szerokiej, móc trenować z najlepszymi zawodnikami w Polsce to wielkie wyróżnienie. Mam możliwość pokazania się, nauczenia się nowych rzeczy oraz poprawienia tego, co jest u mnie gorsze.

Gdy przyszło powołanie serce mocniej zabiło?

- Czy ja wiem? Wcześniej miałem informację, że dostanę powołanie do szerokiej kadry i wtedy był wielki entuzjazm.

Treningi są trudniejsze w kadrze czy w klubie?

- Przede wszystkim są podobne. Niczym nie byłem zaskoczony. Trener Grbić ma trochę inne spojrzenie na siatkówkę niż mój były trener klubowy, Marcelo Mendez (po zakończeniu sezonu odszedł z JSW Jastrzębskiego Węgla – przyp. red.). Słucham go uważnie, bo chcę z czasu spędzonego w reprezentacji wyciągnąć jak najwięcej dla siebie.

Jest pan jednym z siedmiu debiutantów w reprezentacji. Jak przyjęli pana starsi koledzy?

- Bardzo dobrze. Są pomocni i przyjaźnie nastawieni.

Ci z JSW Jastrzębskiego Węgla, czy wszyscy?

- Zdecydowanie wszyscy. Od przyjazdu do Spały poczułem duże wsparcie i już przywiązałem się do tej grupy.

Dla kogoś, kto na co dzień występuje w bardzo silnej lidze, w jej czołowym klubie, powołanie do kadry to jeszcze stres?

- Dla każdego młodego zawodnika to stres, bo trafia się do środowiska, w którym są najlepsi zawodnicy na świecie. Możliwość trenowania w reprezentacji Polski to ogromne wyróżnienie, ale też i wyzwanie. Liczę, że pobyt w kadrze da mi dużo pod względem, może nie zmiany charakteru, ale podniesienia umiejętności, doda pewności sobie. Trener Grbić zwraca uwagę na wszystkie elementy i poprawia wszystko co możliwe. Dziękuję mu za każdą cenną wskazówkę i postaram się je wykorzystać.

Przed rokiem zamienił pan Trefla Gdańsk na JSW Jastrzębski Węgiel. To był dobry krok? W Treflu miałby pan pewnie miejsce w wyjściowym składzie.

- Przychodząc do Jastrzębia liczyłem się z tym, że mogę być rezerwowym i nie grać zbyt często. Mimo to była to dobra decyzja, bo trafiłem do jednego z najlepszych klubów w Europie. Myślę, że szanse, które dostałem, wykorzystałem. Zresztą w kolejnym sezonie okazji do gry może być więcej (z klubem pożegnał się podstawowy środkowy, reprezentant Polski, Norbert Huber – przyp. red.).

A jak odnajduje się chłopak znad morza na Śląsku?

- Fakt, całe życie spędziłem nad morzem. Nie ukrywam, że tam się czuję najlepiej, ale też nie narzekam na Śląsk.

JSW Jastrzębski Węgiel miał szansę na potrójną koronę: triumf w Lidze Mistrzów, mistrzostwo Polski i Puchar Polski. Udało się zdobyć tylko to ostatnie trofeum. Czego pan bardziej żałuje, porażki w mistrzostwach Polski czy Lidze Mistrzów?

- Szkoda i PlusLigi, i Ligi Mistrzów. Mieliśmy szanse, by triumfować o obu rozgrywkach. Naprawdę niewiele zabrakło, może łutu szczęścia, jednej, dwóch skończonych piłek, a może byliśmy już trochę zmęczeni. Cóż, tak już jest w sporcie.

W półfinale Ligi Mistrzów z Aluronem CMC Wartą Zawiercie nagle musiał pan wejść na parkiet, zastępując kontuzjowanego Norberta Hubera. Potem zagrał pan w meczu o trzecie miejsce z Halbankiem Ankara. Jak na razie to były największe wyzwanie w pana karierze?

- Nie nazwał bym tego wyzwaniem. Po to się trenuje i gra, by w takich momentach być gotowym na wejście na parkiet i podjęcie walki. Wydaje mi się, że dobrze wywiązałem się ze swoich obowiązków i pokazałem, że można na mnie liczyć.

(mic)