Każda z 24 reprezentacji ma w Berlinie swojego niedźwiedzia. Fot. Michał Zichlarz

WIDZIANE Z NIEMIEC

Michał Zichlarz

Szalona cena

Wiadomo, że tak ważny mecz przyciągnął do Berlina tłumy fanów - zarówno z Polski, jak i z Austrii. Co tam się działo!

Kilka godzin przed spotkaniem natrafiłem na imponującym berlińskim dworcu na grupy głośnych kibiców. Austriaków podczas pierwszego starcia z Francją w Duesseldorfie było około 20 tysięcy! Wczoraj w stolicy Niemiec również były tłumy.

Na stadion jechałem z dwójką młodych Austriaków, którzy mieli kartkę z napisem „2 tickets sell”. Za dwie wejściówki chcieli... 400 euro! Przy obecnym kursie to prawie 1750 złotych! Dla niektórych to było zbyt dużo. - 200 euro to maksimum co mogę dać - tłumaczył ze smutkiem jeden z naszych fanów. Austriacy nie mieli jednak problemów ze sprzedażą za tę cenę. Przed monumentalnym obiektem, na którym odbywały się igrzyska olimpijskie w 1936 roku, na taką okazję wyczekiwało, niczym stado sępów, mnóstwo kibiców!

Strefę dla kibiców ulokowano w centrum miasta, tuż obok Reichstagu. Jest olbrzymia, wczoraj była otwarta już od 13.00, większość fanów ciągnęła jednak na 71-tysięczny Olympiastadion. Przy fan zonie każda z 24 reprezentacji ma własnego niedźwiedzia w barwach narodowych. Ciekawie się to prezentuje, to dobry marketingowy zabieg, bo każdy z takim „swoim” niedźwiedziem chce mieć fotkę. A skąd niedźwiedź w herbie miasta? Do dziś historycy się o to spierają. Jedni twierdzą, że to nawiązanie do margrabiego Albrechta I zwanego Niedźwiedziem, inni, że od niemieckiego słowa „ber” oznaczającego niedźwiedzia, a jeszcze inni, że od słowiańskiego idiomu oznaczającego mokradła i bagna.

Wczoraj nie miało to znaczenia, bo liczyło się boisko, gdzie według bukmacherów faworytem nie byliśmy. Kurs na Polskę był wysoki - 3,75. Na Austrię - ledwo 2,05. Wszystko, jak zawsze, zweryfikowała murawa...