Syte koty
Końcem marzeń o końcowym triumfie w Pucharze Polski. Tym właśnie dla Piasta okazał się środowy mecz z Wisłą Kraków. Gliwiczanie mimo że na co dzień grają w lidze wyżej, na boisku nie wyglądali wcale jak lepszy zespół, choć to „piastunki” prowadziły grę i próbowały szturmować bramkę gospodarzy.
Jednak tak jak w trakcie całego sezonu niewiele z tego wynikało. Piast jest bowiem obecnie drużyną nie tylko pogubioną mentalnie, ale też w pełni przewidywalną. Niebiesko-czerwoni teoretycznie stwarzają sporo sytuacji pod bramkami rywali, jednak w rzeczywistości bramki udaje się im strzelać niemalże tylko po stałych fragmentach gry. W Gliwicach Piast przestał funkcjonować na wielu poziomach. Przede wszystkim obecny zarząd doprowadził do sytuacji, w której „piastunki” zaczęły generować ogromne straty (ponad 13 mln w zeszłym sezonie).
Aż 96 proc. zeszłorocznego budżetu wydane było przy tym na pensje zawodników, którzy nie spełniają stawianych przed nimi wymagań. Z sezonu na sezon za sprawą polityki kadrowej obecnego dyrektora sportowego pogarsza się przy tym kadra zespołu, który już teraz jest statystycznie najstarszą drużyną ligi. Piast stawia bowiem na sprawdzone nazwiska, które niczym syte koty nie mają już nic do udowodnienia w lidze. W działaniach kadrowych brakuje przy tym odrobiny kreatywności, gdyż gliwiczanie poruszają się wyłącznie po karuzeli nazwisk sprawdzonych w ligowych warunkach.
Kamyczek należy wrzucić również do ogródka trenera Vukovicia, który wydaje się stosować pomysły niepasujące do charakterystyki posiadanych zawodników. Piast jest bowiem drużyną miliona dośrodkowań oraz długich piłek zagranych na wysokiego napastnika. Gliwiczanie opierają się w znacznej mierze na stałych fragmentach gry, dysponując przy tym prawdopodobnie najniższym zespołem w całej lidze. Teraz w takich warunkach niebiesko-czerwoni będą musieli walczyć o utrzymanie w ekstraklasie, co obiektywnie patrząc nie będzie najłatwiejszym zadaniem.
Przemysław Świder