Syndrom „leśnych dziadków”
Czy sześć milionów euro zrekompensuje Lechowi stratę punktów w Łodzi?
WIDZEW ŁÓDŹ
Lech przyjechał do Łodzi bez swoich dwóch wyróżniających się zawodników: Filipa Marchwińskiego i Kristoffera Velde. Ten pierwszy podpisał już kontrakt z Lecce we Włoszech (17. miejsce w Serie A w poprzednim sezonie), a Norweg przenosi się do Olympiakosu Pireus, 3. drużyny greckiej ekstraklasy. Klub z Poznania zarobić ma na tych transferach 6 milionów euro, nie licząc ewentualnych bonusów, ale na razie stracił trzy punkty w Łodzi. To właśnie Marchwiński i Velde strzelali w ostatnich meczach Lecha w Łodzi wiosną 2023 roku (obaj) i wiosną 2024 roku (Velde).
Bez nich drużyna z Poznania przegrała na widzewskim stadionie po raz pierwszy od 2006 roku, choć to oczywiście nie tylko ich wina. Z Górnikiem Zabrze poszło gładko (2:0), teraz jednak zabrakło właśnie umiejętności strzeleckich i skuteczności u pozostałych, z wyjątkiem Mikaela Ishaka, który pracował nie tylko za siebie, ale i za kolegów. Paradoksalnie jednak to przez niego Lech przegrał, bo to jego VAR złapał na pozycji spalonej w akcji, która zakończyła się golem Dino Hoticia, który znów mógł być dżokerem w drużynie, bo tak jak przed tygodniem zdobył bramkę „z ławki”.
Szybkie ciosy
Widzew zaskoczył przeciwnika dwoma szybkim golami w 3 i 10 minucie. Nie był to wyczyn rekordowy, bo na przykład Ryszard Kowenicki zdobył bramkę w 1975 roku już w 1 minucie meczu z ROW-em Rybnik, a z dwoma golami szybciej niż w sobotę Jakub Sypek i Fran Alvarez uwinęli się w meczu z ŁKS-em (3:3) w 1992 roku Leszek Iwanicki (4) i Marek Koniarek (6). Jakub Łukowski zasłużył na awans do pierwszej jedenastki golem strzelonym Stali w Mielcu i bardzo się przydał, bo miał asystę przy pierwszym golu. Warto zauważyć, że trener Daniel Myśliwiec konsekwentnie gra młodzieżą na skrzydłach, stawiając na duet Jakub Sypek – Kamil Cybulski, a pierwszym wchodzącym jest Antoni Klimek, podczas gdy ściągnięci latem nowi, choć starsi, muszą cierpliwie czekać.
Tak jak w Poznaniu, tak i w Łodzi nie słychać jednak zachwytów nad formą drużyny. Daniel Myśliwiec ma na ten temat krótki komentarz: „Widzowie chcą emocji – dostali emocje. Chcą zwycięstw – mają zwycięstwa!”.
Sprawa zamknięta
O nieuznanej bramce Hoticia długo dyskutowano. PZPN jest solidarny z Szymonem Marciniakiem i Danielem Stefańskim (VAR), przyznając im rację i pod tym względem sprawa jest zamknięta, ale jest jeszcze inny problem.
Byłem otóż na stadionie jednym z 17527 kompletnie zdezorientowanych widzów, którzy przed dobre trzy minuty nie mieli pojęcia o co chodzi, widząc stojących bezczynnie zawodników i sędziego Marciniaka na boisku. Wydawało się, że sprawa jest czysta, bo Hotić nie mógł być na spalonym. Pewnie w telewizji mówili i pokazywali, o co chodzi i jaka sytuacja jest sprawdzana, ale są przecież jeszcze widzowie na stadionie! Futbol upiera się przy utajnianiu analiz sędziowskich, podczas gdy na przykład w siatkówce, hokeju, światowym rugby, nie mówiąc o fotokomórkach na metach wyścigów kolarskich i biegów, także na stadionowym telebimie, obejrzeć można analizowaną akcję. Niech panowie Tomasz Mikulski (szef sędziów), Szymon Marciniak i pozostali liderzy środowiska sędziowskiego wyjaśnią, dlaczego nie można w czasie meczu przekazać za pośrednictwem spikera informacji, co się sprawdza, a potem pokazać ową mityczną „linię spalonego” albo akcję, po której podyktowany został (albo nie) rzut karny na telebimie właśnie? A przy okazji niech wypowiedzą się też, co sądzą o otwartym, widocznych dla drużyn i dla widzów mierzeniu czasu, teraz łapanym na prywatnym zegarku w kieszeni sędziego. Skostnienie i niechęć do nowoczesnych rozwiązań jest w futbolu, nie tylko polskim przecież, doprawdy zawstydzająca. Czyżby tak przejawiał się syndrom leśnych dziadków?
Wojciech Filipiak