Sport

Syndrom „czerwonej latarni”

Drużyna Jacka Magiery wciąż czeka na zwycięstwo w bieżącym sezonie.

Skrzydłowy Śląska, Piotr Samiec-Talar (z lewej), jest przekonany, że zła karta się odwróci. Fot. Sebastian Sienkiewicz/PressFocus

ŚLĄSK WROCŁAW

Wicemistrz Polski ani myśli... rozstawać się z etykietką „czerwonej latarni” ekstraklasy, mimo że w niedzielę przerwał serię czterech porażek, bezbramkowo remisując z GKS-em w  Katowicach. To jednak stanowczo za mało jak na pragnienia drużyny z Oporowskiej, która w 10 potyczkach zgromadziła zaledwie 5 pkt. To wyjątkowo mizerna zdobycz.

Delikatne wskazanie

Punkt zdobyty na Bukowej może być dla wrocławian krokiem do przodu, o ile w środę rozstrzygną na swoją korzyść zaległy mecz ze Stalą Mielec. Na razie cieszą się z przerwania fatalnej passy. - Już w pierwszej połowie zagraliśmy z GKS-em równe spotkanie - stwierdził 23-letni skrzydłowy Śląska, Piotr Samiec-Talar. - W drugiej jako drużyna wyglądaliśmy lepiej niż przeciwnicy. Podobnie jak GKS w pierwszej, my mieliśmy sytuacje w drugiej połowie. Myślę, że remis jest sprawiedliwy, z delikatnym wskazaniem na nas, bo wydaje mi się, że stworzyliśmy dogodniejsze sytuacje. Zagraliśmy niezłe spotkanie, ale musimy szukać trzech punktów, dlatego ze Stalą musimy wygrać. Nic się nie zmienia w naszych przygotowaniach do meczów. Do maratonu spotkań, który przed nami, będziemy podchodzić tak samo, jak do poprzednich meczów, tak jak pochodziliśmy w tamtym sezonie. Najważniejszy jest najbliższy mecz, ale w każdym chcemy zdobyć trzy punkty. To jest priorytet.

Potrzebne wsparcie

W składzie Śląska w Katowicach po raz pierwszy od 1 września br. (mecz z Pogonią Szczecin, 3:5) pojawił się obrońca Aleksander Paluszek. - Czyste konto cieszy, ale wolałbym wygrać 4:3 - przyznał wychowanek klubu z Oporowskiej. - Szkoda że z GKS-em Katowice się  nie udało. Zrobiliśmy jednak mały krok do przodu i liczę, że w środę wygramy ze Stalą. Grało mi się dobrze po tak długiej przerwie. Ciężko pracowałem na treningach , aby być w pierwszej jedenastce w Katowicach. Teraz trener Magiera oceni, co ze mną dalej. Wyniki może nie zachęcają, ale w tamtym sezonie pokazaliśmy, że Śląsk jest wielką rodziną. Na Bukowej też czuliśmy wsparcie i bardzo za to dziękujemy. Razem możemy dużo i wszystkich zapraszam na środowe spotkanie. To wsparcie jest nam bardzo potrzebne.

„Leszczu” pewniakiem

Na konferencji prasowej trener Śląska, Jacek Magiera, był indagowany, czy po wcześniejszych niepowodzeniach rozważał zmianę bramkarza. - Nie miałem takich dylematów, natomiast w sztabie były takie głosy - przyznał „Magic”. - Ostateczna decyzja zawsze należy do mnie. Uważam, że Rafał Leszczyński to bardzo dobry bramkarz i ma moje zaufanie. Potwierdził swoją dobrą dyspozycję, więc jestem zadowolony. Cieszę się, że Tomek Loska wygląda coraz lepiej - w treningu, w relacjach i kontakcie z drużyną. To też pomogło Rafałowi wejść na jeszcze wyższy poziom.

Nie zabrakło również pytania o napastnika, Jakuba Świerczoka. - Jakbyśmy prześledzili, co działo się z Kubą w ostatnich dwóch tygodniach, to widzielibyśmy, że nie jest gotowy do gry - powiedział szkoleniowiec wrocławian. - Nie wystąpił w sparingu w Lądku Zdroju. Był kontuzjowany, nie trenował przez pierwszy tydzień przerwy reprezentacyjnej, dlatego zdecydowałem się na Sebastiana Musiolika. Mieliśmy taki plan, żeby Kuba wszedł na ostatnie minuty i rozstrzygnął losy meczu. Nie zrobił tego, ale jest na fali wznoszącej, ma być gotowy na środę. Każdy zawodnik, który w niedzielę nie grał, musi być gotowy do następnego meczu. W piłce jest tak, że dzisiaj nie grasz, a jutro możesz być bohaterem. Od napastnika wymagam przede wszystkim goli. Pracujemy z Sebastianem cały czas nad tym, aby był jeszcze bardziej skuteczny. To są rzeczy, które moi współpracownicy starają się wpajać zawodnikowi. Ma walczyć o skład, gole i zwycięstwo.

Bogdan Nather