Święto nad Wełtawą
Czesi po 14 latach znów sięgnęli po mistrzostwo świata, znakomicie prezentując się w drugiej części turnieju.
Bandy naprawdę trzeszczały... Fot. PAP/Jarek Praszkiewicz
Święto nad Wełtawą
Czesi po 14 latach znów sięgnęli po mistrzostwo świata, znakomicie prezentując się w drugiej części turnieju.
Gospodarze mistrzostw świata Elity sięgnęli po siódmy złoty medal po rozpadzie Czechosłowacji, zaś trzynasty jeśli liczyć wcześniejsze czasy. W finale Czesi wygrali ze Szwajcarami 2:0. Helweci po raz czwarty w historii mistrzostw sięgnęli po srebrny medal, dzielnie walcząc do samego końca. Nad Wełtawą poleją się hektolitry piwa, wszak nasi południowi sąsiedzi uwielbiają ten napój. To było niezwykła impreza i to z udziałem biało-czerwonych.
Sił... przybywało!
Oba zespoły miały za sobą dziewięć twardych bojów, w tym niezwykle wyczerpujące spotkania w fazie play off. Tymczasem zaczęły finał w imponującym tempie, tak jakby turniej dopiero się rozpoczynał. W 1. tercji przewaga w strzałach była po stronie gospodarzy, którzy oddali 13 uderzeń. Jednak Genoni to świetny fachowiec i zdołał powstrzymać rywali. Szwajcarzy zrewanżowali się siedmioma uderzeniami, ale wcale nie zamierzali rezygnować i przy każdej okazji szukali swojej szansy. O największym pechu może mówić Christoph Bertschy, który w 15 min trafił w słupek. Fani hokeja nie mogli narzekać na nudę, bo w pierwszych 20 minutach wiele się działo, choć goli nie było.
Bramkarze jak skały
Wynik nie zmienił się również po drugiej odsłonie, choć tym razem gra się wyrównała i oba zespoły oddały po 10 strzałów. Tempo meczu nadal było wysokie i jedni, i drudzy robili wszystko, by w końcu zmienić wynik meczu. Jednak obaj bramkarze udowodnili, że byli pierwszoplanowymi postaciami tego turnieju. Czyżby o wszystkim miało zadecydować jedno trafienie - tak myśl nam zaświtała po 40 min. A o tym mogliśmy się przekonać w ostatniej odsłonie. Jedni i drudzy starali się jak mogli, by zmienić wynik.
Trafienie Pastrnaka
W końcu, w 50 min David Pastrnak z lewej strony uderzył niezwykle precyzyjnie i krążek wpadł do siatki. Publiczność zgromadzona w O2 Arenie oszalała z radości, a gospodarze wcale nie zamierzali na tym poprzestać. Ciągle atakowali i szukali swojej szansy. Z kolei Szwajcarzy nie zamierzali rezygnować i również z pasją atakowali. W 57:51 min Szwajcarzy wzięli czas i wycofali bramkarza. Postawili wszystko na jedną kartę. Po 63 sek. Genoni wrócił na chwilę do bramki, ale znów zjechał z tafli i David Kampf na 19 sek. przed końcem posłał krążek do pustej bramki.
Kibice oszaleli ze szczęścia, bo długo czekali na ten bezcenny medal! A Szwajcarzy znów sprawili niespodziankę, choć po raz kolejny stracili szansę na pierwsze historyczne mistrzostw świata.
FINAŁ
Szwajcaria - Czechy 0:2 (0:0, 0:0, 0:2)
0:1 - Pastrnak - Kundratek - Hajek (49:13), 0:2 - Kampf - Kubalik (59:41, do pustej).
Sędziowali: Michael Campbell (Kanada) i Mikael Holm (Szwecja) - Nick Briganti (USA) i Ludvig Lundgren (Szwecja). Widzów 17413.
SZWAJCARIA: Genoni; Glauser - Josi, Kukan - Siegenthaler, Loeffel - Marti, Fora (2); Niederreiter - Hischier - Fiala, Bertschy (2) - Thurkauf - Andrighetto, Simion - Senteler - Herzog, Ambuhl - Haas - Scherwey, Kurashev. Trener Patrick FISCHER.
CZECHY: Dostal; Gudas (2) - Krejcik, Spacek - Kempny, Kundratek - Hajek, Scotka; Pastrnak - Zacha - Palat (2), Necas - Kampf - Kubalik, Kase - Sedlak - Cervenka, Stransky - Tomasek - Beranek, Vozenilek. Trener Radim RULIK.
Kary: Szwajcaria - 4 min, Czechy - 4 min.
KOŃCOWA KOLEJNOŚĆ
1. Czechy
2. Szwajcaria
3. Szwecja
4. Kanada
5. USA
6. Niemcy
7. Słowacja
8. Finlandia
9. Łotwa
10. Austria
11. Norwegia
12. Kazachstan
13. Dania
14. Francja
15. Kazachstan
16. POLSKA
Dwie ostatnie drużyny opuściły Elitę, a powróciły do niej Węgry i Słowenia.
Włodzimierz Sowiński