Sport

Świat nam ucieka

Gracze USA świetnie prezentowali się taktycznie i szwajcarskie asy nie mogły się w pełni rozwinąć.

Henryk Gruth (z lewej, obok Andrzej Dziuba i Mariusz Czerkawski) był pod wrażeniem gry Amerykanów. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus

TRZY PYTANIA DO...

Henryka GRUTHA, 4-krotnego olimpijczyka, trenera i obecnie komentatora Polsatu Sport

1. Czy finał spełnił oczekiwania? A może czujesz się zawiedziony brakiem złota Szwajcarów?

- To było dobre widowisko, trzymające w napięciu do samego końca. Jedni i drudzy mieli szanse, by przechylić wynik na swoją korzyść. Gracze USA świetnie prezentowali się taktycznie i szwajcarskie asy nie mogły się w pełni rozwinąć. Amerykanie w pełni zasłużenie sięgnęli po mistrzostwo, bo mieli zespół nieco lepszy jakościowo. Grali pomysłowo, płynnie i stworzyli wiele groźnych sytuacji. Z kolei Leonardo Genoni stanął na wysokości zadania i utrzymywał Szwajcarów w grze. Zespół USA był najlepszy, bo nieco wcześniej wyeliminował Finlandię i Szwecję. Szwajcarzy marzenia o złocie muszą odłożyć do przyszłego roku, już na własnych taflach. Solidna praca od podstaw sprawiła, że Helweci (grało siedmiu wychowanków Grutha: Andrighetto, Malgin, Fiala, Niederreiter, Kukan, Siegnethaler i Bertschy – przyp. red.) już zadomowili się w czołówce. Oczywiście że za pracą poszły również spore nakłady finansowe na szkolenie młodzieży. Moi wychowankowie powoli zbliżają się do „30” i uświadamiają mi, ile to lat upłynęło. Mam nadzieję, że w bogatych karierach spełnią marzenia o złocie.

2. Kto w mistrzostwach mile zaskoczył, a kto najbardziej rozczarował?

- Dwanaście reprezentacji to chyba optymalne zestawienie turnieju elity, bo wówczas unikniemy nudnych meczów silniejszych ze słabszymi. Jednak ten format mistrzostw zapewne zostanie utrzymany, bo przecież hokej, jak również inne gry zespołowe, to poważny biznes i działacze federacji zapewne od tego nie odstąpią. Mistrzostwa, moim zdaniem, powinny się rozgrywać w jednym kraju, by uniknąć niedomówień. Nie byłoby mowy o podróżach, o zmęczeniu i innych wymówkach. Gdy zobaczyłem Kanadyjczyków z Crosbym czy MacKinnonem, to od razu ich stawiałem w rzędzie faworytów. Nie wiem, co sprawiło, że z Danią wypadli słabo i pogrzebali szanse na medal. Rozczarowali mnie Finowie, bo w tym turnieju zagrali tylko jeden dobry mecz, z Kanadą (2:1 po karnych - przyp. red.) i zatracili wszystkie walory, jakie posiadali. Słabo, bez większego wyrazu, zaprezentowali się Słowacy, ich śladem podążyli Czesi. Sporym zaskoczeniem był spadek Francji i Kazachstanu. Mile zaskoczyli Austriacy i Duńczycy.

3. Gdy obserwowałeś turniej, nie miałeś wrażenia, że hokejowy świat znów nam uciekł?

- Zdecydowanie tak! Hokej stał się jeszcze szybszy i przez sekundę nie można się zastanawiać nad podjęciem decyzji. Nawet najmniejsze potknięcie kończy się stratą gola i w tym turnieju mieliśmy na to wiele przykładów. Potrzeba będzie dużo czasu, by ewentualnie wskoczyć na stopień... ostatniego wagonu. To niezwykle trudne i chyba na tę chwilę niewykonalne. Już teraz mówię, że w przyszłym roku naszą reprezentację czeka poważne wyzwanie, bo rywali mamy niezwykle wymagających. Zarówno Francja, jak i Kazachstan będą chciały powrócić do elity, a my znów będziemy marzyć o awansie. Ot, tak na wszelki wypadek już o tym teraz mówię.

Rozmawiał Włodzimierz Sowiński