Super Golfer
Turniej Super Golfer jest unikatowym na skalę światową przedsięwzięciem golfowym, wymyślonym i organizowanym przez Sławka Marszałka. W tym roku odbyła się już jego szósta edycja, podczas której tradycyjnie jednego dnia na trzech różnych polach rozegrano trzy rundy golfa!
Uczestnicy turnieju. Fot. Sławek Marszałek.jpg
Super Golfer
Turniej Super Golfer jest unikatowym na skalę światową przedsięwzięciem golfowym, wymyślonym i organizowanym przez Sławka Marszałka. W tym roku odbyła się już jego szósta edycja, podczas której tradycyjnie jednego dnia na trzech różnych polach rozegrano trzy rundy golfa!
GOLF
Inspiracją do powstania turnieju było spotkanie biznesowe jego pomysłodawcy w 2019 roku w Sobieniach, który przy okazji oczywiście zagrał tam dziewięć dołków. Z Sobieni pojechał do Wierzchowisk koło Lublina, także w sprawach służbowych i tam też pobiegł na dziewięć dołków. Wracając do firmy do Rajszewa znajomy wyciągnął go na małe pole – następną dziewiątkę. W tym momencie Sławek uświadomił sobie, że grał na trzech różnych polach jednego dnia. Tak właśnie powstał pomysł tego niezwykłego triathlonu golfowego. Okazało się, że w okolicy najdłuższego dnia w roku, który przypada na 20 czerwca, można przy dobrej logistyce rozegrać trzy różne osiemnastki!
Początki
Początkowo turniej nazywał się Iron Golfer. W opinii jego dyrektora nazwa ta odstręczała jednak wiele osób, szczególnie kobiety, które byłyby w stanie w nim zagrać, ale wyobrażały sobie nie wiadomo jak wielki wysiłek i wcześniejsze przygotowania. Tak naprawdę wystarczy dobra kondycja fizyczna i pozytywna energia. Od poprzedniej edycji wydarzenie nosi więc nową nazwę. Super Golfer to super wyczyn, super adrenalina i super zabawa. Tak opisuje swoją misję Sławek: „Tym turniejem chcę zmienić postrzeganie ludzi na temat golfa jako dyscypliny sportu. Tak jak w każdym innym sporcie liczy się tutaj kondycja i ogólna sprawność fizyczna. Chcę walczyć z pokutującym, szczególnie w Polsce, stereotypem golfisty jako starszego pana, który jedną ręką kieruje „Melexem”, a drugą trzyma cygaro”.
Podczas pierwszych czterech edycji akcja toczyła się na polach pod Warszawą, ale od ubiegłego roku przeniesiona została w rejon Warmii i Pomorza, aby zarazić tym pomysłem także innych golfistów. W tym roku rywalizacja przesunęła się jeszcze bardziej na północ i 13 czerwca grano wyłącznie na Pomorzu, w Postołowie, Tokarach i w Sierra Golf Club. Wszystko zaczęło się zbiórką o 4.30 w Gdańsk Golf & Country Club. Potem teleportowano się do Tokar, a na koniec do Sierry. W edycji 2020 Michał Ligocki, snowboardzista – olimpijczyk, zagrał wszystkie 54 dołki jedną piłką i wtedy wprowadzono dodatkowy konkurs - kto zagra największą liczbę dołków bez zgubienia piłki. W turnieju nie używa się „Melexów”, ale można mieć wszystkie inne rodzaje wózków, oraz można korzystać z pomocy caddiego. Triumfatorem pierwszej edycji był sam ojciec dyrektor – Sławomir Marszałek. Kolejne odsłony wygrywali: Patryk Ostrowski, Bogdan Bać, Przemysław Kosiorek, Remigiusz Czerniej. Zwycięża gracz z najlepszym wynikiem Stableford netto.
Okiem dyrektora
Tak po zakończeniu tegorocznej batalii wydarzenia z pasją relacjonował Sławek: „13 czerwca 2024 roku trzynastu śmiałków, ubranych w koszulki koloru Kryptonite - to ten jedyny minerał który osłabiał Supermana, odważyło się o 5:00 rano stanąć na starcie w Postołowie, na prawdopodobnie najdłuższym polu w Europie. Po tych osiemnastu dołkach rozgrzewki pojechali do Tokar, zagrać tam kolejnych osiemnaście dołków – tym razem na polu bardzo górzystym. Na deser delektowali się osiemnastką w Sierra Golf Resort, a uwierzcie mi, że ta piękna Sierra w ulewnym deszczu, po rozegranych 36. dołkach, była najbardziej słonym deserem w moim życiu. Podczas tych 54. dołków bogowie golfa stawiali nam na drodze rozmaite przeszkody, że wspomnę tu o porannej mgle z widocznością na kilkadziesiąt metrów, szkwałami wiatru, dwiema burzami, remontami dróg dojazdowych - ulubione przez wszystkich „wahadełka”, ulewnym deszczem przez ponad dwie godziny, ale… Na koniec, kiedy ci sami bogowie stwierdzili, że nic nas nie zniechęci, wreszcie wyszło słońce! Mamy więc mnóstwo witaminy D, a jeszcze więcej adrenaliny, która starczy nam co najmniej do przyszłorocznej już siódmej edycji tego szalonego turnieju. I pomimo, że nie było zbyt wielu birdie - ten turniej jest tylko dla orłów.”
Mistrz się przygotował
W tym roku triumfował Krzysztof Stencel, który jak własną kieszeń zna najbardziej górzystą z tegorocznych aren: „Rozegranie 54. dołków w jeden dzień jest nie lada wyczynem i trzeba się przygotować, nie zapominając o batonach, magnezie, czy odpowiednich butach. Miałem już doświadczenie, bo była to moja trzecia edycja. Poprzednio grałem w okolicach Warszawy i nauczyłem się wtedy jak rozkładać siły i jak radzić sobie ze zmęczeniem. Moje poprzednie wyniki z handicapem 18 plasowały mnie w środku stawki, dlatego w tym roku, gdy początkowo miałem HCP 10, a po miesiącu dobrego grania spadł do 8.0, nie liczyłem na sukces. Wiedziałem jednak, że jestem w formie, a na koncie mam kilka tegorocznych rund 78.
Do Postołowa mam sto kilometrów, więc postanowiłem, że będę tam o północy i prześpię się na miejscu, żeby nie grać po półtoragodzinnej trasie. Budzę się o 4.30 i we mgle zaczynam przygotowania do rozgrywki, która startuje o 5.00. Pole jeszcze nie działa, nie mam jak się rozgrzać, więc robię tylko stretching i do boju. Po kilku dołkach okazuje się, że we mgle słabo widać piłkę. Wszyscy jednak mają tak samo i trzeba się skupić. Z powodu rosy ostatnie siedem dołków gram w przemoczonych butach. Wynik nie jest dobry, są lepsi, co mnie tylko motywuje do dobrej gry na moim polu w Tokarach.
Po drodze zjadam w aucie lunch, a właściwie śniadanie, wzbogacając to szotem z magnezu i witaminami. Przebieram buty i już po godzinie jazdy startujemy, o 10.30 w Tokarach. Teraz gram z zawodnikami z handicapem 25, więc jest sporo poszukiwań piłek. Na górzystym polu moje nogi zaczynają odczuwać zmęczenie i na dwunastce łapią mnie skurcze. Na szczęście dla mnie, burza przerywa grę na 40 minut, co daje mi kolejną szansę na magnez, banany i stretching. Odzyskuję siły, kończę rundę ze świetnym wynikiem 79, widzę dla siebie szansę. Mimo braku oficjalnych wyników, spodziewam się na kogo muszę zwracać uwagę. Burza opóźnia grę, a w tym turnieju czas jest bardzo istotny.
Szybka jazda do Sierry, przebrana cała odzież po burzy, włącznie z butami, i po czterdziestu minutach rozpoczynamy kolejną rundę. Gram z Marcinem Krukiem i spodziewam się, że muszę być lepszy. Tymczasem przez pierwsze dziewięć dołków leje tak, że kolejny raz jestem cały mokry! Marcin radzi sobie lepiej i widzę jak turniej wymyka mi się z rąk. Ciemno, szaro, prawie noc o godzinie 18. Szczęście jednak kolejny raz uśmiecha się do mnie i na dziesiątym dołku wychodzi słońce, gaśnie wiatr i robi się wymarzona pogoda. Zaczynam odrabiać straty. Marcin się denerwuje i psuje dołki. Dostrzegam szansę i dowożę trochę lepszy wynik od niego. Kończymy o 21.
Wyników końcowych nie znam, bo policzenie Stableford netto z 3/4 handicapu nie jest wcale łatwe, więc siadam do kolacji. Emocje już opadły - czekamy na wyniki. Kiedy jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem dowiaduję się, że o dwa punkty wyprzedzam Marcina, ręce mi się trzęsły, a łzy cisną się do oczu. To spełnienie moich marzeń. Puchar stoi w centralnym miejscu w domu, na półce z telewizorem i nie zmieni miejsca nawet po Euro 2024”.
Za rok kolejne starcie. Kondycję warto zacząć budować już teraz.
WYNIKI: TUTAJ
Kasia Nieciak
Zwycięzca Krzysztof Stencel. Fot. Sławek Marszałek.jpg