Po pierwszym meczu Artur Szalpuk i koledzy mogą być zadowoleni. Fot. FIVB


Sukces z dreszczykiem

Polacy zgodnie z planem ograli Amerykanów. Nie obyło się bez emocji.


LIGA NARODÓW MĘŻCZYZN

Przed rokiem w gdańskim finale Ligi Narodów biało-czerwoni pokonali USA 3:1. Już na inaugurację nowej edycji doszło do rewanżu. Trudno było jednak o nim mówić, bo oba zespoły wystąpiły w mocno zmienionych składach. Zwłaszcza Amerykanie namieszali. Do Antalyi przyjechali w rezerwowym składzie, m.in. z zawodnikami z zespołów uniwersyteckich. Do najbardziej znanych należą gracze z PlusLigi, rozgrywający Joshua Tuaniga oraz atakujący Jake Hanes. W ekipie USA brakuje też pierwszego trenera Johna Sperawa. Zastępuje go Andy Read. Speraw natomiast został w Stanach Zjednoczonych i z podstawowymi siatkarzami przygotowują się do igrzysk olimpijskich w Paryżu.

- Nie jest ważne w jakim składzie przyjechali Amerykanie. Dla mnie ważne co my robimy i jak gramy. Ciężko trenowaliśmy przez ostatnie trzy tygodnie i teraz chcę zobaczyć na boisku, że to nad czym pracowaliśmy wykonujemy w oficjalnym meczu – mówił przed starciem Nikola Grbić, trener naszej drużyny.

Polacy zaczęli spokojnie. Starali się grać uważnie i nie popełniać błędów. Nie ryzykowali też w polu serwisowym. Amerykanie potrafili to wykorzystać. Najwięcej problemów naszemu zespołowi sprawiał Hanes. Atakujący ma świetne warunki fizyczne, mierzy aż 210 cm, dysponuje też odpowiednią siłą. W pierwszym akcjach potrafił doskonale wykorzystać te atuty. Ma natomiast problemy z techniką, więc gdy Polacy wzmocnili serwis, odrzucili rywali od siatki i zmusili rozgrywającego Tuanigę do prostej gry, Hanes zatracił skuteczność. Musiał radzić sobie z blokiem, zbijać w trudnych sytuacjach, a wtedy nie siła, lecz precyzja, wyszkolenie techniczne i umiejętność obijania rąk blokujących są ważniejsze. Amerykanin był z łatwością blokowany przez naszych graczy. Gdy zaś próbował mijać blok, nie trafiał w pole gry.

Biało-czerwoni z akcji na akcję rozkręcali się. Przyjęcie trzymali Bartłomiej Bołądź i Aleksander Śliwka. Ten pierwszy doskonale radził sobie też w ofensywie. Zwłaszcza jego ataki z tzw. pipe'a były efektowne i skuteczne. Grbić z postawy swoich podopiecznych mógł być zadowolony, choć kilka razy mocniej się zdenerwował. Pierwszy raz pod koniec pierwszej partii. Polacy wygrywali już 24:18 i stracili cztery kolejne punky. Jak przystało na kapitana z opresji wyciągnął ich Śliwka, udanym atakiem kończąc seta.

Nerwowo zrobiło się też w trzeciej odsłonie. Gracze zza oceanu po przegranych dwóch partiach nie stracili woli walki. A nie mając na sobie żadnej presji, pokazali pazur. Kapitalnie bronili. Polacy nie potrafili ich złamać. By zdobyć punkt, musieli powtarzać akcje. Po dobrym początku chwilę przestoju zaliczył rezerwowy Artur Szalpuk. Nie skończył kilku ataków. Problemy mieli też Bołądź i Śliwka. Amerykanie poczuli szansę. Kilka razy odrabiali straty i poświęcenie oraz ofiarność o mało nie przyniosła im sukcesu. Przy stanie 22:24 obronili piłki meczowe i doprowadzili do remisu. Po chwili Szalpuk zakończył jednak spotkanie.

(mic)


WYNIKI

Grupa 1 (Antalya/Turcja)

USA – Polska 0:3 (22:25, 15:25, 24:26)

USA: Tuaniga (1), Ewert (10), Knigge (6), Hanes (3), Kessel (5), Gasman (5), Dagostino (libero) oraz Garcia (11), Champlin (2), Issacson, Marchman, Widman. Trener Andy READ.

POLSKA: Łomacz (1), Śliwka (13), Adamczyk (8), Bołądź (9), Bednorz (9), Poręba (4), Hawryluk (libero) oraz Semeniuk, Butryn (4), Komenda, Szalpuk (5), Szymura (libero), Jakubiszak (1). Trener Nikola GRBIĆ.

Sędziowali: Vladimir Simonovic (Szwajcaria) i Angela Grass (Brazylia). Widzów 973.

Przebieg meczu

I: 10:8, 13:15, 18:20, 22:25.

II: 5:10, 9:15, 13:20, 15:25.

III: 6:10, 14:15, 18:20, 24:26.

Bohater – Aleksander ŚLIWKA.

Holandia – Słowenia 2:3 (33:31, 22:25, 25:20, 21:25, 25:27).

Grupa 2 (Rio de Janeiro/Brazylia)

Argentyna – Japonia 1:3 (26:24, 22:25, 23:25, 19:25), Kuba – Brazylia 3:1 (25:23, 27:29, 25:21, 25:21).