Sport

Striptiz dla ubogich

Bogdan Nather

Nie odważę się głośno powiedzieć (co najwyżej szeptem), że Śląsk Wrocław we wtorek skompromitował się w pucharowej potyczce z Piastem Gliwice, ale na pewno po raz kolejny rozczarował swoich sympatyków. Zresztą frekwencja na tym meczu na Tarczyński Arenie mówi w zasadzie wszystko. Cztery tysiące „obserwatorów” na takim kolosie to tak zatrważający widok, że może wywoływać odruchy wymiotne. Puste trybuny tego stadionu niemal natychmiast skojarzyły mi się ze striptizerką na scenie nocnego lokalu. Wracając zaś do postawy samych piłkarzy Śląska, czyżby zadawanie kibicom bólu, niekoniecznie fizycznego, było ich życiową pasją? Widocznie jeszcze do nich nie dotarła stara jak świat prawda, że muszą być rekinami na boisku, jeżeli nie chcą, by dopadły ich inne rekiny. Swego czasu genialny piłkarz i trener Johan Cruyff błysnął złotą myślą: W piłkę nożną gra się głową, nogi mają tylko pomagać”. Piłkarze, nie tylko zresztą Śląska, nie zdążyli sobie jeszcze tego przyswoić.

Po zakończeniu spotkania bił się w piersi bramkarz gospodarzy Tomasz Loska, który debiutował w tym sezonie w koszulce pierwszego zespołu swojego nowego klubu. – Pierwsza połowa była bardzo słaba w naszym wykonaniu, mieliśmy nadal nogi „poplątane ligą” – przyznał wychowanek Tempa Paniówki. – Próbowaliśmy z tego wyjść, bo chcieliśmy, żeby to był mecz na przełamanie.

Kopanie leżącego na łopatkach to średnia przyjemność, dlatego nie będę tak okrutny jak niektórzy kibice z Wrocławia, którzy nie przebierali w słowach, by podsumować postawę zawodników noszących koszulki ich ukochanego klubu. Teksty o wkładach do koszulek są już oklepane i mało oryginalne, niemniej jednak jeżeli drużyna z Oporowskiej ma wyjść z tego marazmu, trzeba piłkarzami Śląska po prostu wstrząsnąć. Teksty w stylu:

„Ale ten Śląsk w szybkim tempie jedzie do II ligi, no i bardzo dobrze” czy, „Widzów 24 plus porządkowi” na pewno tego nie załatwią. To zadanie jest ponad możliwości trenera Michała Hetela, którego nie wiedzieć czemu uznano za najlepsze koło ratunkowe. Jeżeli włodarze klubu ze stolicy Dolnego Śląska nie chcą tylko robić dobrej miny do złej gry, lecz rzeczywiście ratować drużynę przed stoczeniem się na dno, to powinny sięgnąć po fachowca, który potrafi zarządzać zespołem w sytuacjach kryzysowych. Mają pod ręką swojego byłego piłkarza Janusza Górę, który z powodzeniem pracował w niemieckim SSV Ulm oraz w akademii Red Bulla Salzburg. Ale co ja tam wiem...

Niedawno na stadionie przy ulicy Konwiktorskiej w Warszawie w potyczce ligowej z „Czarnymi koszulami” poległ Ruch Chorzów i byłem ciekawy, czy na tym obiekcie połamie sobie również zęby obrońca Pucharu Polski. W pierwszej połowie „Biała gwiazda” potraktowała przeciwnika niczym rekin młot swoją ofiarę, ale po przerwie roztrwoniła dwubramkową zaliczkę w ciągu ledwie trzech minut! Jeszcze raz okazało się, że futbol jest nieprzewidywalny, nieodgadniony. Zmarnowany rzut karny przez najlepszego napastnika Wisły Angela Rodado przelał kielich goryczy, zaś gol Bartłomieja Poczobuta uzmysłowił krakowianom, że świeże grzechy rzucają długie cienie.