Mecz Igi Świątek z Lindą Noskovą był wyrównany, a nasza zawodniczka miała świadomość wielu popełnionych błędów. Fot. PAP/Marcin Cholewiński


Straciła sporo nerwów

Iga Świątek dotarła do 1/8 finału turnieju WTA rangi 1000 w Miami. Jej kolejną rywalką była minionej nocy Rosjanka Jekaterina Aleksandrowa.

 

W walce o 3. rundę Świątek zmierzyła się z Czeszką Lindą Noskovą i wygrała 6:7 (7-9), 6:4, 6:4. To był czwarty pojedynek tych zawodniczek, a trzeci w tym roku. Żadne z wcześniejszych spotkań nie było jednak tak bardzo wyrównane, choć najbliżej było mu styczniowej potyczki w Melbourne, gdy 22-letnia Polka uległa w trzech setach trzy lata młodszej przeciwniczce w 3. rundzie wielkoszlemowego Australian Open.

Dwa tygodnie temu w Indian Wells podopieczna trenera Tomasza Wiktorowskiego wzięła srogi rewanż (6:4, 6:0), ale już w minioną niedzielę straciła sporo sił i nerwów, by ponownie uporać się z rozstawioną na Florydzie z numerem 26. rywalką.

 

Z przerwami na deszcz

Pojedynek rozpoczął się po myśli raszynianki, która już przy pierwszej okazji przełamała serwis Noskovej i wyszła na 2:0. W kolejnej rozgrywce pochodzącą z Vsetina - niedaleko granicy z Polską - Czeszka odrobiła tę stratę, a po kilkuminutowej przerwie spowodowanej deszczem poszła za ciosem i szybko wyrównała na 2:2.

Kolejne przełamanie miało miejsce w szóstym gemie, w którym od początku inicjatywa należała do Polki. Najpierw nie dała się zaskoczyć skrótem, po chwili wygrała najbardziej efektowną wymianę spotkania, a później m.in. dzięki skutecznemu returnowi wzdłuż linii objęła prowadzenie 4:2.

W dziewiątym gemie, przy stanie 5:3, Świątek popełniła pierwszy w meczu podwójny błąd serwisowy, ale przytrafiły się jej także dwie inne proste pomyłki i Noskova po raz drugi odrobiła stratę przełamania. W dodatku nad korty w Miami ponownie nadciągnęły ciemne chmury i kolejna krótka deszczowa przerwa stała się faktem.

Po niej Czeszka wyrównała na 5:5, choć gra obu zawodniczek była szarpana niczym przebieg całego spotkania. O losach premierowej partii zdecydował tie-break, w którym początkowo przeważała niżej notowana tenisistka, pierwszego setbola (przy 6-5) miała Polka, ale to Noskova zwyciężyła 9-7 po uderzeniu w linię.

 

Brakowało cierpliwości

Świątek po pierwszej w sezonie porażce w takiej rozgrywce udała się na nieco przedłużoną przerwę toaletową i wróciła na kort ze zdwojoną energią. Błyskawicznie wzięła się za odrabianie strat, przełamała przeciwniczkę już w pierwszym gemie, a później wyraźnie dominowała nad nieco rozregulowaną rywalką, ale do stanu 5:1.

Wtedy w jej grze coś się zacięło, brakowało też cierpliwości, co sprawiło, że zaczęły mnożyć się nieudane zagrania i Noskova zbliżyła się na 4:5. Gdy 10. gema Polka zaczęła od podwójnego błędu, siedzący na trybunach Tomasz Wiktorowski z niedowierzaniem kręcił głową, jednoznacznie oceniając postawę swojej zawodniczki. Ostatecznie, także dzięki dwóm pomyłkom Czeszki, Świątek „domknęła” seta (6:4) i po niemal dwóch godzinach rywalizacji tenisistki mogły się szykować do decydującej odsłony.

 

„Zrobiłam to!”

W niej również więcej było z obu stron błędów, niedokładności i nerwów niż udanych, finezyjnych akcji. Decydujące okazało się przełamanie na korzyść liderki listy WTA w piątym gemie, po którym objęła prowadzenie 3:2, a po chwili powiększyła przewagę do 4:2.Co prawda w 10. gemie była w opałach, gdy przegrywała 0-40, ale wtedy pokazała klasę i trzema świetnymi uderzeniami z głębi kortu doprowadziła do gry na przewagi, by po chwili, a łącznie po 155 minutach walki, z zaciśniętą pięścią wykrzyczeć w kierunku swego teamu coś w stylu: „Zrobiłam to!”.

Po 24 godzinach Iga znowu miała pokazać się na Hard Rock Stadium, by powalczyć o ćwierćfinał z Aleksandrową. Rozstawiona z „14” Rosjanka pokonała swoją rodaczkę Anastazję Pawluczenkową (nr 21) 6:4, 3:6, 6:3.

Bilans ich wzajemnych potyczek jest korzystny dla Świątek, bowiem triumfowała trzykrotnie, w tym w lutym w 1/8 finału turnieju rangi 1000 w Dausze, a jedynej porażki doznała w ich pierwszej konfrontacji na początku 2021 roku w imprezie WTA w Melbourne.


Pojedynek Huberta Hurkacza z Amerykaninem Sebastianem Corda w 1/8 finału turnieju ATP w Miami zakończył się po zamknięciu wydania. 


ZDANIEM IGI ŚWIATEK

Nie czułam kontroli

Fizycznie czuję się dobrze. Po turnieju w Indian Wells nie czułam się bardzo zmęczona. Raczej fakt, że przez ponad dwa tygodnie nie miałam wolnego dnia, mógł sprawić, że byłabym zmęczona. Moje mecze w Indian Wells nie były jednak długie, więc do Miami przyleciałam świeża. Z kolei spotkanie z Noskovą był moim najbardziej wymagającym meczem od dawna. Nie powiedziałabym, że mnie czymś zaskoczyła, bo wiedziałam, że może zagrać dobry tenis. Każdy mecz jest inny, więc nigdy nie będzie tak, że nasze dyspozycje będą takie same. Tego dnia, mimo że miałam przewagę w każdym secie, nie udawało mi się szybko „domknąć” setów. Sama sprawiałam sobie problemy. Takie sytuacje wynikają z zachowania dwóch osób. Nie grałam z robotem, ale z rywalką, która myśli. W przyszłych meczach postaram się nie popełniać podobnych błędów. W tym meczu było dużo problemów do rozwiązania oraz sytuacji, kiedy mogłam mieć poczucie, że mecz potoczy się w jedną stronę. Było dużo zwrotów akcji. Na pewno nie czułam pełnej kontroli, tak jak zazwyczaj, i musiałam sobie z tym poradzić.

24 godziny przerwy między meczami? W Dausze grałam dzień po dniu i nie sprawiało mi to problemów, więc nie widzę powodu, aby tu miałoby być inaczej. Zrobimy wszystko, aby jak najlepiej się zregenerować przed kolejnym meczem.

Pojedynek Huberta Hurkacza z Amerykaninem Sebastianem Cordą w 1/8 finału turnieju ATP w Miami zakończył się po zamknięciu wydania.