Takich akcji jak ta Ariela Pietrasika było zdecydowanie za mało... Fot. PAP/EPA


Stanowczo za wysokie progi

Biało-czerwoni rozpoczęli bardzo dobrze, ale potem z każdą chwilą gaśli w oczach i wysoko ulegli faworytom.

 

Mamy trzy mecze i musimy w nich dać z siebie wszystko. Wyjście z grupy to nasz cel i zarazem marzenie. Na Norwegię rzucamy 100 procent tego, co mamy. Jak wystarczy, będzie super - powiedział przed pierwszym meczem mistrzostw Europy trener Marcin Lijewski. Wybitny reprezentant nie będzie miał jednak miłych wspomnień po debiucie w roli selekcjonera na mistrzowskiej imprezie. Z Norwegami jego podopieczni nie mieli wiele do powiedzenia i musieli przełknąć gorycz bolesnej porażki.

 

Krótka radość

Początek na to nie wskazywał, bo Polacy rozpoczęli od prowadzenia 3:0. Do norweskiej siatki trafiali Mikołaj Czapliński po przechwycie i kontrze, Kamil Syprzak z karnego po faulu na Pawle Paterku i Szymon Sićko z dystansu. Poza tym imponowali ofiarną postawą w defensywie, zatrzymując sporo akcji rywali. Ci jednak dość szybko potrafili się otrząsnąć i ruszyli do odrabiania strat. Szło im to całkiem sprawnie. „Przeczytali” również Polaków w ofensywie i nie pozwalali im na zbyt wiele. Jeśli nasi zdołali oszukać obrońców, to na wysokości zadania stawał Torbjorn Bergerud. W 11 minucie do pustej bramki trafił Magnus Gullerud i od tej pory norweska lokomotywa nabierała rozpędu. Wachlarz rozwiązań w ataku był tak szeroki, że biało-czerwoni nie byli w stanie go złożyć. Obrona nie była już tak szczelna, a chwalony za mecze kontrolne Jakub Skrzyniarz interweniował sporadycznie. Faworyci nie mieli zamiaru się zatrzymywać i już do przerwy wypracowali pokaźną przewagę.

 

2 gole w 10 minut

Liczyliśmy, że po zmianie stron biało-czerwoni zdołają nawiązać walkę i zmniejszą stratę, ale nic takiego nie miało miejsca. W pierwszych 10 minutach drugiej połowy zdołali trafić tylko dwukrotnie i powoli ten mecz mogli zacząć spisywać na straty. Rywale skrzętnie wykorzystywali mnożące się błędy biało-czerwonych, a kwadrans przed końcem przewaga rywali sięgnęła 10 bramek. Wobec wysokiego prowadzenia przeciwników trener Lijewski pozwolił wejść na parkiet wszystkim swym podopiecznym, ale wyniku nie byli oni w stanie odwrócić. Faworyt grupy i jednocześnie całego turnieju okazał się po prostu za mocny, a przebłyski dobrej gry i ciekawie rozwiązanych akcji na takiego rywala nie wystarczły.

 

Rywal do ugryzienia?

W sobotę rywalem naszego zespołu będzie Słowenia, z którą w ostatnim czasie potrafiliśmy wygrać „na luzie jedną” w eliminacjach Euro 2022, ale i przegrać kluczowy mecz MŚ w katowickim Spodku. Stawka jutrzejszego spotkania również będzie wysoka. - Słoweńcy mają piekielnie mocny zespół, o bałkańskiej mentalności. To oznacza, że w tej drużynie nie będzie żelaznej dyscypliny i przy słabszym momencie będziemy szukać okazji, by ich ugryźć - zapowiedział trener Lijewski. Wczoraj takich okazji szukali reprezentanci Wysp Owczych i do 37 minuty straszyli ekipę Urosza Zormana, ale w końcówce zabrakło im sił. U Słoweńców brakuje Blaza Janca, Stefana Zabica, Roka Ovnicka, Domena Makuca, Nika Henigmana, ale nadal są groźni. Wczoraj 7 bramek zdobył Miha Zarabec, rozgrywający Orlen Wisły Płock.

 

 

Norwegia - Polska 32:21 (15:10)

NORWEGIA:

Bergerud, Saeveras - Barthold 1, Sagosen 7/2, Jakobsen 1, Overby 3, Bjornsen 4, Gullerud 4, Grondhal 1, Rod 5, Johannessen 4, O'Sullivan, Reinkind 1, Lyse 1, Gulliksen, Bloz. Kary: 2 minuty.

Trene Jonas WILLE.

POLSKA:

Skrzyniarz, Kornecki - Szyszko 1, Paterek 2, Olejniczak 1 (CZK, 55 min - gradacja kar), Syprzak 2/2, Sićko 5, Czapliński 2, Bis, Gębala 2, Powarzyński 1, Przytuła 1, Pietrasik 3, Dawydzik, Kosmala, Urbaniak 1. Kary: 8 minut.

Trener Marcin LIJEWSKI.

Sędziowali: Ivan Paviczević i Milosz Rażnatović (Czarnogóra).

Widzów 11625.

Przebieg meczu: 5 min - 1:3, 10 min - 4:4, 15 min - 6:6, 20 min - 10:8, 25 min - 12:9, 30 min - 15:10, 35 min - 17:11, 40 min - 20:12, 45 min - 24:14, 50 min - 25:17, 55 min - 28:17, 60 min - 32:21.

Marek Majkowski