Stalowy mur
Piast zmarnował świetną szansę żeby awansować na pozycję lidera
Stal pokazała charakter, a trener Kamil Kiereś może odetchnąć z ulgą, bo temat jego zwolnienia na razie powinien ucichnąć. Gliwiczanie? Zagrali bardzo słabo i zmarnowali szansę samodzielnego liderowania w tabeli ekstraklasy… Na własne życzenie.
Bez pomysłu
Piast przyjechał do Mielca mając status jedynej jeszcze niepokonanej drużyny w lidze. Trener Aleksandar Vuković trochę zmuszony sytuacją, na szpicy wystawił jedynego nominalnego napastnika w kadrze – Macieja Rosołka. Drugą roszadą było pojawienie się w pomocy Tihomira Kostadinowa kosztem Damiana Kądziora.
Wracając do Rosołka, to w pierwszej połowie był bardzo osamotniony i... trochę bezradny. Głównie z tego powodu, że nie wiedzieć czemu, gliwiczanie skupili się na górnych dośrodkowaniach, które w 99 proc. stawały się łupem rosłych defensorów Stali. Wrzuty z autu, które od dłuższego czasu są bronią Piasta, również nie przynosiły żadnych rezultatów. Najwięcej zagrożenia ze strony gliwiczan niosły indywidualne akcje Michaela Ameyawa, ale on również nie mógł liczyć na ruchliwość i wychodzenie na pozycje kolegów z drużyny.
Szkurin najgroźniejszy
Stal była bardzo zmobilizowana i zdyscyplinowana, często agresywnie atakując piłkarzy z Gliwic (5 żółtych kartek). Mielczanie wyglądali jakby walczyli nie tylko o punkty dla drużyny, ale również o posadę dla trenera Kamila Kieresia. Przez niemal całą pierwszą połowę gospodarze bardziej skupiali się na grze obronnej, niewiele mając okazji z przodu. Dopiero tuż przed przerwą dośrodkowanie Łukasza Wolsztyńskiego na głową Ilji Szkurina omal nie zakończyło się golem. Omal, bo kapitalną i jedyną interwencją popisał się bramkarz gliwiczan Frantiszek Plach.
Bezradność w ofensywie widział z pewnością trener Vuković i po przerwie zmienił bezproduktywnego Kostadinowa na Kądziora. I to ten rezerwowy w pierwszej akcji stworzył więcej zagrożenia niż Macedończyk. Mocny strzał z dystansu pomocnika złapał jednak bramkarz Stali. Gliwiczanie zaczęli w końcu strzelać z dystansu, bo po chwili nad poprzeczką huknął Tomasiewicz. Mecz coraz bardziej się „otwierał” i w końcu zaczęło dziać się więcej. W pewnym momencie to gospodarze jednak zaczęli mocniej atakować, a determinacją dominowali nad przyjezdnymi. W efekcie czego „stalówka” dopięła swego. Strata w środku pola i podanie do Szkurina dało Białorusinowi okazję, której nie zmarnował, pokonując mocnym strzałem Placha. Ta bramka kompletnie rozbiła gości, a miejscowi uwierzyli, że w końcu zgarną trzy upragnione punkty. Gospodarze poszli za ciosem i dzięki rezerwowemu napastnikowi Ravve Assayangowi odnieśli pierwsze zwycięstwo od… kwietnia tego roku!
(kris)