Sobotni mecz był koncertem Mateusza Maka. Fot. PressFocus


Stal stopiona

GKS Katowice rozegrał kapitalne spotkanie, dając swoim kibicom wiele powodów do radości.


Rzeszowianie przyjechali do Katowic po serii 6 meczów bez porażki. Podopieczni Marka Zuba w ostatniej kwietniowej kolejce wygrali z liderem Lechią Gdańsk. Mieli więc prawo do tego, żeby wierzyć w przedłużenie passy na stadionie przy ulicy Bukowej. Rzeczywistość okazała się niezwykle brutalna.


Szybki cios

GKS Katowice był bezlitosny dla przyjezdnych. Już w 1 minucie na listę strzelców wpisał się Antoni Kozubal. Radość kibiców była ogromna, ale nikt nie przypuszczał, że jest to dopiero początek treningu strzeleckiego, jaki urządzili sobie gospodarze. Drużyna Rafała Góraka zdobyła w sumie 8 goli, dominując przyjezdnych. Już po pierwszej połowie prowadziła 5:0, a w fenomenalny wynik swój ogromny wkład włożył Mateusz Mak. Skrzydłowy zagrał z uwagi na rekonwalescencje Grzegorza Rogali już w poprzednim meczu z Polonią, ale to właśnie przeciwko Stali pokazał, co potrafi. W ciągu niecałego kwadransa skompletował hat-tricka, tym samym trafiając do siatki po raz pierwszy od listopada. Dodatkowo kolejnego gola w sezonie zdobył Sebastian Bergier, więc sytuacja GieKSy przed startem drugiej połowy była doskonała.


Pełna kontrola

Tym bardziej że rzeszowianie po zmianie stron musieli radzić sobie w osłabieniu. Pod koniec pierwszej części czerwoną kartką – w pełni zasłużoną – ukarany został Kamil Kościelny. Defensor ostro potraktował Bergiera i osłabił swój zespół, który nawet bez jego wykluczenia radził sobie kiepsko. GKS nie miał dla rywali litości. Choć po przerwie tempo meczu delikatnie spadło, katowiczanie i tak nie mieli zamiaru się zatrzymywać. Gol Oskara Repki, cudowne trafienie z dystansu w okienko Mateusza Marca oraz bramka w drugim meczu z rzędu Jakuba Araka zamknęły spotkanie. GieKSa rozegrała mecz doskonały. Była szalenie skuteczna w ofensywie, a w obronie nie musiała zbyt wiele robić, żeby zachować czyste konto.

8:0 to wynik nadzwyczajny, rzadko spotykany na poziomie zaplecza ekstraklasy. Mimo wszystko ekipie z Górnego Śląska nie udało się dogonić rekordu I ligi, gdyż w 2007 roku Śląsk Wrocław pokonał Motor Lublin 10:1. Nie został pobity także klubowy rekord. Najwyższe zwycięstwo w historii GKS Katowice odnotował w 2006 roku, gdy wygrał 9:0 z Szombierkami Bytom, znajdując się wtedy na 4. poziomie rozgrywkowym.

Kacper Janoszka





GŁOS TRENERÓW

Marek ZUB: – Nie miałem jako trener jeszcze okazji do udzielenia komentarza po takim meczu. To była sroga lekcja dla nas, dużo nas kosztująca. Wymiar tej porażki został zdeterminowany przez pierwszą akcję przeciwnika, która skończyła się bramką oraz prostymi błędami i czerwoną kartką. To były podstawy takiego rezultatu. Dla naszej drużyny, dla jej struktury, takie lekcje są na pewno potrzebne. Natomiast zadaje sobie pytanie, czy ta lekcja musi kończyć się takim dużym wynikiem. Jest on niecodzienny w naszej lidze. Kilka dni temu wygraliśmy z liderem, przez co robi się to absurdalne.

Rafał GÓRAK: – Weszliśmy w mecz dość mocno, można powiedzieć, że razem z framugą. Chłopcy grali dzisiaj naprawdę okej. Jednak w poniedziałek o godzinie 15 akcja pt. „GKS Tychy” zostanie rozpoczęta. To nie będą przelewki. Czekamy na następne mecze, a mojej drużynie mogę tylko podziękować.