Stadion Śląski bez szowinizmu
Kocham sport od dziecka, przeżyłem dzięki niemu wiele wzruszeń, jednak zawsze czegoś mi brakowało.
Przez lata miałem poczucie, że jako kibic w trakcie wielkich światowych wydarzeń funkcjonuję ledwie na jego peryferiach. Jeszcze żyjąc w PRL-u czułem się jak mieszkaniec zapomnianej planety na obrzeżach galaktyki, planety w Zewnętrznych Rubieżach, zamieszkanej przez Ewoki. Przez lata najczęściej zawsze było tak: żeby zobaczyć światowe gwiazdy musiałem pojechać do galaktycznego centrum, rzadko zdarzało się, że te światowe gwiazdy przyjeżdżały do mnie. A nie chodziło przecież jedynie o to żeby przyjeżdżały, ale i żeby potrafiły olśnić.
Wielki sport potrafi zmieniać świat. Także dzięki niemu można poczuć się jego ważną częścią, poczuć, że jest dla nas. I taki właśnie był ostatni mityng lekkoatletyczny na Stadionie Śląskim. Bez przesady można stwierdzić: oczy całego świata były zwrócone na Śląski, a najlepsze jest to, że oczekiwania zostały spełnione. Padły przecież dwa fantastyczne rekordy świata, z których jeden (na 3000 m Ingebrigtsena) może utrzymać się lata, drugi (tyczka Duplantisa) – może parę miesięcy.
Ostatni Memoriał Kamili Skolimowskiej okazał się drugim najlepszym mityngiem na świecie pod względem poziomu sportowego, w rankingu World Athletics wyżej były tylko finały Diamentowej Ligi w Eugene. Wierzę, że teraz będzie pod tym względem w ostatecznym rozrachunku jeszcze lepiej!
Ujął mnie także fakt, że obecne na trybunach tłumy na stojąco kibicowały Szwedowi. Życzyły mu jak najlepiej, z całego serca dopingowały, żeby mu się udało. Nie było więc podczas tej imprezy grama szowinizmu, była za to radość kibicowania, radość uczestnictwa w czymś niezwykłym. Siła czystego sportu jest jednak niesamowita…
Podoba mi się, że mimo nienadzwyczajnego przecież występu polskich lekkoatletów, którzy bezskutecznie próbowali polepszyć nastrój po nieudanych igrzyskach w Paryżu, publika nie roznosiła wokół stadionu odoru rozczarowania. Pokazała się jako obiektywnie i żywo reagująca widownia. I tłumna – ponad 42 tysiące kibiców oznacza, że został pobity rekord frekwencji na imprezie lekkoatletycznej w Polsce w XXI wieku.
Piszę o tym, bo naprawdę podoba mi się sposób w jaki lekkoatletyka rośnie na Śląskim. W dalekiej przeszłości padały tu już przecież rekordy świata. Przykładem choćby wyczyn Ireny Szewińskiej. W 1967 roku nasza znakomita biegaczka właśnie na Stadionie Śląskim wyrównała rekord świata na 200 m podczas meczu Polska - ZSRR (22,7 sek). Był to pierwszy w historii rekord świata ustanowiony na tym obiekcie. Z kolei dwa lata później Nadieżda Cziżowa podczas trójmeczu lekkoatletycznego Polska – NRD – Związek Radziecki jako pierwsza w historii kobieta pchnęła kulą ponad 20 metrów (20,09).
Mityng Kamili Skolimowskiej rodził się jako malutka impreza w Warszawie w 2008 roku, dziesięć lat później przeniósł się na Śląski i… ciągle się rozwija - także dzięki dużym pieniądzom od województwa. Świetnie, że polityka, zmiany władzy, na jego poziom nie wpływają. Umowa, za którą stał poprzedni marszałek Jakub Chełstowski, obowiązuje przecież aż do 2027 roku, z kolei jego następca Wojciech Saługa jest przecież wśród tych samorządowców, którzy kilka lat temu byli za tym żeby ten mityng odbywał się w Chorzowie. Trudno więc, żeby teraz mu bruździł.
Dobrze to wróży na przyszłość. Matematyka wywołuje u mnie najczęściej przerażenie, ale zainspirowany dzisiejszą okładką "Sportu" wykonam teraz proste dodawanie z wynikiem, który mnie uszczęśliwia. Uwaga, start: Lekkoatletyka jest cudownym sportem + Stadion Śląski jest cudownym obiektem = Mistrzostwa Europy 2028!