Sport

Stał się ostoją

Na śląskich boiskach ŁKS dobrze się czuje, a w jego defensywie wyróżnia się Kamil Dankowski.

Kamil Dankowski to mocny punkt ŁKS-u. Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus

Ostatnie 3:0 z GKS-em Tychy nie było zaskakujące, bo podobnie wysoko drużyna z Łodzi wygrała dwa lata temu w Katowicach z GieKSą (5:1) i cztery lata temu w Jastrzębiu (3:0). We wszystkich tych meczach grał Kamil Dankowski.

Ten 28-letni ofensywnie grający obrońca jest już w ŁKS-ie piąty sezon. W dzisiejszych czasach, gdy zawodnicy zmieniają kluby nieraz co pół roku, to ewenement. Także to w jego karierze jest niezwykłe, że ŁKS to dopiero drugi seniorski klub, w którym gra. Pierwszym był (przez siedem sezonów!) Śląsk Wrocław, bo Dankowski pochodzi z Dolnego Śląska, ale jest spokrewniony ze znanym z Zabrza Józefem, pięciokrotnym mistrzem Polski. To jego kuzyn - ojciec Józefa i dziadek Kamila byli braćmi.

Trzeba coś umieć

Właśnie przekroczył sto występów w ŁKS-ie, a wcześniej rozegrał ponad sto meczów w Śląsku. Większy staż od niego ( liczbowy – 164 mecze - bo obaj przyszli do ŁKS-u w tym samym czasie), ma jedynie Pirulo. On jest kapitanem drużyny, a Dankowski przejmuje opaskę, gdy Hiszpana nie ma w składzie i sam także często wyprowadza drużynę na boisko. Trudno sobie wyobrazić skład bez niego: mecz w Tychach był dwudziestym siódmym bez przerwy, a w poprzednim sezonie zabrakło go na boisku z powodu urazów tylko cztery razy, a dwa sezony temu raz!

W Śląsku, z którym rozstał się w nieprzyjemnych okolicznościach, grał cały czas w ekstraklasie, w Łodzi już dwukrotnie spadał do I ligi, ale już raz przyczynił się do awansu, a obecnie znów walczy o powrót do elity. Niestety, dwukrotnie miał dłuższe przerwy z powodu kontuzji, które na pewno miały wpływ na jego karierę, bo był świetnie zapowiadającym się młodzieżowcem. Występował w reprezentacji Polski do lat 20 i 21.

Po przegranym meczu z Wisłą Płock na swoim boisku ŁKS w Tychach się odrodził. Wprawdzie – jak mówią – tak się gra, jak przeciwnik pozwala, ale nawet gdy rywal jest słaby, trzeba coś umieć, by uzyskać taką przewagę, jak łodzianie w ostatnią niedzielę. Kamil Dankowski tym razem się nie napracował, bo główne role grali zawodnicy ofensywni: Andreu Arasa, Stefan Feiertag (piąty i szósty gol w jedenastu meczach) i Pirulo, który z kolei trafił po raz pierwszy i może przypomni sobie i kibicom, że dwa lata temu był królem strzelców I ligi.

Jest stabilność

Warto zwrócić uwagę na wartość zespołu trenera Jakuba Dziółki. W ostatnich pięciu meczach grała niemal ta sama jedenastka, a jedyne zmiany to brak Michała Mokrzyckiego po żółtych kartkach (akurat z Wisłą Płock) i powrót Pirulo do wyjściowego składu, co sprawiło, że Mateusz Wysokiński został na ławce. W bramce króluje Aleksander Bobek, który ostatnimi występami zasłużył na dołączenie do kadry do lat 20 i może wreszcie zadebiutuje (choć bywał już wcześniej powoływany) w młodzieżówce w meczach z Niemcami i Turcją w najbliższym tygodniu. Nie będzie na treningach Artemijusa Tutyszkinasa, etatowego już reprezentanta Litwy, chociaż w ŁKS-ie tylko dublera.

Od kilku tygodni przebywa we Włoszech wychowanek ŁKS-u, Jan Łabędzki. Widać, że się już zaaklimatyzował - zagrał w siedmiu meczach w zespole do lat 20 (choć sam ma dopiero 18) FC Bologna 1909, w lidze Primavera 1, i strzelił gola w spotkaniu z Milanem wygranym 3:1. No i może sobie popatrzeć Ligę Mistrzów, bo jego klub gra nie tylko we włoskiej, ale i w europejskiej elicie. Kacpra Urbańskiego, też 20-latka, na razie nie spotkał, bo on już jest w wyższej klasie.

Wojciech Filipiak