Sprowadzeni na ziemię
Rozmowa z Grzegorzem Mielcarskim, 10-krotnym reprezentantem Polskim, byłym piłkarzem m.in. Górnika Zabrze, Pogoni Szczecin i FC Porto, obecnie telewizyjnym ekspertem
- Można było się spodziewać, że tak właśnie będzie. Widzieliśmy przecież wcześniej, jak trudno w Osijeku grało się nam z Chorwacją. Tam też mieliśmy problemy: Chorwaci, jak Portugalczycy teraz, potrafili nas zdominować, grając piłką i utrzymując się przy niej znacznie dłużej niż my. Wymieniali podania, zmuszali nas do biegania. Tak, można było się spodziewać tego, że podobnie będzie z Portugalią i... tak było, choć trzeba powiedzieć, że na początku spotkania nasz zespół chciał zaskoczyć i odważniej zaatakować. Dosyć szybko, gdzieś po 7-8 minutach, zostaliśmy jednak sprowadzeni na ziemię. Portugalia to jest taka drużyna, że jeżeli nie przeciwstawisz się całą jedenastką, wszystkimi zawodnikami, to ciężko im piłkę zabrać. Jeżeli zgubią jedną linię, to za chwilę zgubią następną.
Nic w takim razie nie można zrobić?
- Były momenty, że graliśmy nisko. Ale jeżeli Portugalczycy nie popełniali błędów w przyjęciu, a w meczu z nami nie popełniali, to trudno cokolwiek było zdziałać, bo sami nam tej piłki nie oddawali. Ten mecz był wielką lekcją dla naszych piłkarzy. Nie mając piłki przy nodze, nie byli nic w stanie zdziałać. Kiedy raz, drugi czy trzeci staraliśmy się zagrać dłuższą piłką, to oni łatwo nas "rozklepywali". Było widać różnicę: oni są na 8. miejscu w rankingu FIFA, a my trochę dalej.
Po kontaktowym trafieniu Piotra Zielińskiego była nadzieja, że coś da się zrobić?
- Wtedy wielki zespół, jak Portugalia, pokazuje rywalowi, gdzie jest jego miejsce. Co innego nadzieja, a co innego szansa na strzelenie gola. Mieliśmy 15 minut nadziei, że uda się zdobyć bramkę, która da nam punkt. A oni w ten kwadrans jedną akcją pokazali, jak mogą sprowadzić nas do parteru. Jasne – kontrowersja była, bo kontakt w polu karnym gdzieś tam się pojawił (chodzi o upadek w polu karnym Portugalii Michela Ameyawa – przyp. red.). Tyle że... co z tego? My, Polacy, będziemy się tego trzymać, bo to była nadzieja na karnego, wyrównującą bramkę i cenny punkt w starciu z dużo wyżej notowanym przeciwnikiem. Ale czy to by znaczyło, że jesteśmy lepsi czy równi? Nie, a sport nie do końca zawsze bywa sprawiedliwy. Nawet jeżeli ktoś odda w meczu 20 strzałów, to może nie wygrać. Ktoś inny odda trzy, a trafi do siatki.
Czyli wygrana Portugalii była jak najbardziej zasłużona?
- Byliśmy słabsi. A co nam może dać ten mecz? Na pewno coś każdemu z piłkarzy indywidualnie. To była lekcja: jak dany piłkarz się ustawia, jak przyjmuje piłkę, jak ją blokuje i jak wszystko przyspiesza. Czy to Leao czy Bruno Fernandes, Cristiano Ronaldo czy Neto. Przy tym wszystkim goście pokazali, co znaczy gra zespołowa w szybkim ataku i w ataku pozycyjnym. Jeżeli każdy z naszych piłkarzy wyciągnie cenne wnioski, spróbuje wprowadzić co się da do swojego repertuaru, do własnej gry, to wtedy rzeczywiście będziemy trochę lepszą drużyną. Jednak nie na takim poziomie jak Portugalia. Mamy inną filozofię grania, jesteśmy w innym momencie. Mieliśmy w Warszawie dwóch panów, których żegnaliśmy. Z ich udziałem - pamiętając też o Kubie Błaszczykowskim i Łukaszu Piszczku - mieliśmy swoje piękne momenty. Można powiedzieć, że to był taki nasz „prime time”. Teraz mamy słabszy moment, gdzie poszukujemy, szukamy zawodników i ciągle szukać będziemy.
Czy w meczu z Portugalią kogoś z Polaków można było wyróżnić?
- Za samo zaangażowanie i bieganie nie będę tego robić, no bo przecież to ich praca. To naturalna rzecz. Ten mecz z Portugalią to był rodzaj egzaminu. Jasne, w sporcie pewnych rzeczy nie da się zrobić, czasami masz jakieś ograniczenia, ale grając z koszulką z orłem na piersi, zawsze musisz dać z siebie, ile możesz, oddać serce. Z tego potem się buduje i tworzy drużyna. Kiedy wygrywamy, to dzięki temu, który strzela gola, ale to przecież wszyscy na to pracują, cały zespół. Tymczasem w meczu z Portugalią trudno wskazać kogoś, kto by się wyróżnił. Piotr Zieliński zdobył bramkę, ale też nie powiedziałbym, że olśnił, choć bardzo go lubię i cenię.
Co trzeba zmienić przed wtorkowym pojedynkiem z Chorwacją?
- Przede wszystkim nie wolno pozwolić piłkarzom przestać wierzyć, a nam ufać, w ich zaangażowanie. Może trzeba tego zaangażowania zostawić jeszcze dwa razy więcej, bo jednak umiejętności czysto piłkarskie są nieporównywalne. Świetnymi zawodnikami są Robert Lewandowski, Piotr Zieliński, można by jeszcze kilku wymienić. Jako zespół jesteśmy groźni, kiedy mamy swój dzień, ale też trzeba pamiętać o tym, że mamy w drużynie piłkarzy, którzy w swoich klubach nie grają, siedzą na ławkach, a przy takich starciach, jak ten z Portugalią czy Chorwacją - muszą przejść wielką próbę. Czasami tych braków – na przykładzie konfrontacji ze Szkocją – nie zauważamy, bo tam też są piłkarskie ograniczenia i wtedy można to wykorzystać. I brawo, że to wykorzystaliśmy. Celem w Lidze Narodów jest zajęcie wyższego miejsca niż Szkocja, a najlepiej drugiego, tylko czy nas na to stać? Mam pewne wątpliwości. Nie znaczy to jednak, że tak się nie stanie.
Rozmawiał i notował w Warszawie
Michał Zichlarz