Sprawa dla młodzieżowca
Już od wielu lat w Ruchu nie było sytuacji, w której gola wypracowało dwóch zawodników U-21. Szymon Karasiński i Bartłomiej Barański dają sztabowi komfort w tym zakresie.
RUCH CHORZÓW
W ostatnich latach obsada pozycji młodzieżowca nie należała do atutów „Niebieskich”. Owszem, mnóstwo jakości dawał Tomasz Wójtowicz, który swojego miejsca w wyjściowej jedenastce bronił nie tylko wiekiem, ale i czystymi umiejętnościami. Lecz gdy z różnych względów go brakowało, Ruch miał problemy z innymi graczami U-21. Tych na odpowiednim poziomie po prostu nie było. Długo się mówiło o tym, że Wójtowicz potrzebuje zastępcy, ale... nie doczekał się go, aż w końcu opuścił Chorzów.
Szybko trafił na ławkę
W swoich szeregach Ruch nie miał gotowego następcy. Z tego powodu zakontraktował na dwa lata Mateusza Chmarka oraz wypożyczył Szymona Karasińskiego, obu z rocznika 2004. Ten pierwszy, były piłkarz Górnika Zabrze, jak na razie się jednak nie sprawdza. Nieobecny już w klubie trener Janusz Niedźwiedź, stawiający tylko na jednego młodzieżowca, szybko posadził go na ławkę i postawił na Karasińskiego. To on stał się podstawowym graczem U-21.
– Gdy zadzwonił telefon z Ruchu, cieszyłem się, że mogę przyjść do tak wielkiego klubu. Udało się wygrać w Opolu, gdzie mogłem zadebiutować, co dodało mi pewności siebie. Dostałem zaufanie od trenera Niedźwiedzia. Można powiedzieć, że byłem kluczowym zawodnikiem, bo grałem prawie wszystko. Nie udało się dopiero w Płocku, gdzie zaliczyłem tylko 30 minut. Cieszę się, że trener Dawid Szulczek znowu dał mi szansę i mam nadzieję, że zostanę w wyjściowym składzie – powiedział Karasiński.
Dwie asysty na Śląskim
W debiucie Szulczka wypożyczony z Zagłębia Lubin zawodnik został jednym z bohaterów. – W swojej dotychczasowej przygodzie miałem tylko raz taką sytuację, że w ciągu jednego spotkania zanotowałem dwie asysty – w tamtym sezonie. Miałem też drugą okazję do tego, ale kolega zmarnował „setkę”. Cieszę się, że udało się zaliczyć dwie asysty na Stadionie Śląskim i to na pewno dla nas duża ulga. Zdobyliśmy trzy punkty przed własną publicznością, więc wydaje mi się, że teraz to może już „pójść” i będzie dobrze – cieszył się lewonożny zawodnik po pokonaniu Górnika Łęczna 3:2.
Najpierw dorzucił z samej linii końcowej na głowę Denisa Ventury, a potem obsłużył młodszego od siebie Bartłomieja Barańskiego. – Byłem pewny wygranej. W szatni, patrząc po tym, jak wyglądaliśmy, czułem, że to musi nastąpić. Byłem przekonany, że zaczniemy punktować. Pokazaliśmy, że nawet gdy straciliśmy bramkę, potrafimy się podnieść, znowu zacząć grać, utrzymywać się przy piłce, atakować i strzelać kolejne gole – zaznaczył zawsze uśmiechnięty Karasiński.
Trudny początek sezonu
Warto tu wspomnieć o tej drugiej asyście. Od wielu, wielu lat już nie zdarzyło się bowiem, by gola dla Ruchu wypracowało dwóch młodzieżowców. Barański dopiero w październiku skończy 18 lat i rzecz jasna także znajduje się w gronie tych, z których trener Szulczek może korzystać, by wypełnić obligatoryjny przepis. „Bibi” na początku sezonu miał jednak problemy zdrowotne, stracił część okresu przygotowawczego, stąd mówiło się głównie o Chmarku i Karasińskim. Poza tym jest najmłodszy, choć w przeciwieństwie do pozostałej dwójki ma już gola w ekstraklasie, strzelonego w końcówce poprzedniego sezonu w Radomiu. W tych rozgrywkach wybiegł od początku w Płocku, gdy „Niebiescy” mieli problemy z obsadą drugiej linii.
– To zdecydowanie lepsze uczucie strzelić gola na swoim stadionie niż na wyjeździe – cieszył się urodzony w Katowicach Barański. – Początek rundy był dla mnie ciężki. Najpierw doznałem kontuzji, potem miałem lekkie problemy zdrowotne i musiałem odbudowywać swoją pozycję. Teraz nastąpiła zmiana trenera, każdy z nas wchodził w spotkanie z Górnikiem Łęczna z w miarę czystą kartą. Będę dawać z siebie wszystko, by grać. Cokolwiek się wydarzy, będę doceniał każdą minutę – zaznaczył „Bibi”.
Piotr Tubacki