Spotkanie po latach
Ostatni oficjalny mecz pomiędzy Hutnikiem i Wisłą został rozegrany, gdy do przejęcia tej drugiej dopiero przymierzał się Bogusław Cupiał.
Trener Hutnika, Krzysztof Świątek (z lewej) wierzy, że jego drużyna może wyeliminować Wisłę. Fort. Marta Badowska / Press Focus
Biała Gwiazda była wtedy u progu złotych czasów, o których jeszcze nikt nie marzył. Z kolei dla Dumy Nowej Huty kończyła się siedmioletnia – jedyna jak dotąd – przygoda z ekstraklasą, w której zawarły się także niezapomniane do dziś spotkania w eliminacjach europejskich pucharów. Kilka miesięcy później Polska ucierpiała przez „powódź tysiąclecia”.
Stadion się sypie
Od ostatniego meczu Wisła - Hutnik o stawkę (0:0, 5 marca 1997 r.) minęło ponad 28 lat. Nowohucianie wygrali kilka miesięcy wcześniej (2:0, 31 lipca 1996 r.), gdy po raz ostatni podejmowali lokalnego rywala u siebie. Wiele się od tego czasu zmieniło, ale nie stadion przy ulicy Ptaszyckiego. Od lat jest pudrowaną ruiną i w najbliższym czasie nie zanosi się, że 300-tysięczna dzielnica Krakowa i jeden z ważniejszych klubów doczeka się godnego obiektu. Licznik zadłużenia miasta zbliża się do 8 miliardów złotych, a firma Cognor, właściciel klubu, sama ma problemy, ostatnio ograniczyła finansowanie Hutnika i też nie będzie się porywać z motyką na Słońce. – Możemy liczyć jedynie na kolejną pseudomodernizację, której celem jest podniesienie standardów licencyjnych. Standard trochę się podniesie, natomiast nadal będzie to niezbyt ładny symbol dobrze rozwijającego się miasta. Trybuna przed trybuną, rozwalające się ogrodzenia. Czego człowiek nie dotknie, to się rozpada – nie ukrywa Artur Trębacz, prezes klubu. Około 2,5 mln zł, które miasto miało na zlecenie przygotowania projektu nowego stadionu do końca czerwca, zostanie wydane na dostosowanie go do wymogów I ligi.
Puchar na drugim miejscu
Faworytem spotkania będzie oczywiście Wisła. Niekwestionowany lider na zapleczu ekstraklasy nie traktuje pucharu priorytetowo, ale też go nie odpuszcza. Zwłaszcza w derbowym spotkaniu zawodnicy nie będą mogli sobie pozwolić na nieco luźniejsze podejście. Zmiany w składzie oczywiście będą, bo trener Mariusz Jop ma dość szeroką kadrę. W Bytomiu Odrzańskim o awansie przesądził rezerwowy wówczas Angel Rodado. W niedzielnym spotkaniu ze Stalą Rzeszów lekko podkręcił staw skokowy i Wisła na pewno nie będzie ryzykować pogłębienia się urazu. Hiszpan jest jednak znany z tego, że bardzo szybko się regeneruje. Nawet bez niego drużyna ma o wiele więcej atutów, by awansować.
Meczowy maraton
Na początku sezonu mocno odmłodzona drużyna była nawet liderem II ligi, ale teraz bliżej jej do dołu tabeli. W weekend podopieczni Krzysztofa Świątka bezbramkowo zremisowali z Zagłębiem Sosnowiec i przerwali serię czterech porażek. Z Wisłą czeka ich czwarty mecz w ciągu 12 dni. – Trudno nam rotować większą liczbą zawodników, bo mamy młodą kadrę, grający przez większość czasu już zebrali w rundzie bardzo dużo minut. Dla nas każdy maraton jest trudny – czasami zmagamy się z urazami, ktoś nie zdąży dojść do siebie. Taka jest jednak piłka i musimy sobie radzić z tą sytuacją, nie narzekać, a tak ustawić zespół, by jak najwięcej wycisnąć. Już przeciwko Zagłębiu chłopcy w wielu momentach odczuwali trudy maratonu, ale dołożyli charakter i serce – cieszy się trener Świątek. Podkreśla, że w środę zamierzają postawić rozpędzonemu liderowi I ligi trudne warunki. Na święto dla klubu, z którym jest związany od dziecka, musi tak nastawić drużynę, żeby grała nie tylko sercem, ale także piłkarsko była gotowa postawić się Wiśle. – Wierzymy, że jesteśmy w stanie sprawić małą sensację – podkreśla.
Michał Knura
