Sport

Spieszyło mu się do żony i dzieci

Wout van Aert po ucieczce wygrał 10. etap wyścigu Vuelta a Espana. To jego trzecie zwycięstwo w tegorocznej imprezie.

Wout van Aert w końcówce nie dał żadnych szans rywalowi. Fot. EPA/Javier Lizon/PAP

Kolarze przenieśli się z gorącej Andaluzji na północ Hiszpanii, gdzie po dniu przerwy rywalizowali w optymalnych warunkach. We wtorek w Galicji termometry wskazywały maksymalnie 25 stopni, a na górskich przełęczach nawet o niemal 10 mniej. 

Na trasie były cztery niezbyt wymagające górskie premie. Wydawało się, że na podjeździe pod pierwszą z nich, którą umiejscowiono niedaleko po starcie, uformuje się ucieczka dnia. Chętnych było wielu, ale peleton pozwolił odjechać dopiero tej, która utworzyła się po przeszło godzinie kręcenia. Znaleźli się w niej Belgowie Wout van Aert (Visma) i William Junior Lecerf (T-Rex Quick-Step), Hiszpan Marc Soler (UAE Team Emirates), Niemiec Juri Hollmann (Alpecin-Deceuninck) i Francuz Quentin Pacher (Groupama-FDJ). Obecność tego pierwszego nieco dziwiła, bo wydawało się, że posiadacz zielonej koszulki lidera klasyfikacji punktowej wcale nie musi się aż tak męczyć, żeby wygrać trzeci etap podczas tegorocznej Vuelty. Jednak Van Aert najwidoczniej chciał pokazać, że potrafi zwyciężać nie tylko po finiszu z dużej grupy. 

Żaden zawodnik z tej piątki nie zagrażał faworytom wyścigu (najmniejszą, ale wynoszącą ponad pół godziny stratę miał Pacher), więc peleton niespecjalnie gonił śmiałków, którzy uzyskali mniej więcej sześć minut przewagi. Van Aert, oprócz kolejnego etapowego zwycięstwa, chciał także zdobyć punkty na lotnym finiszu, żeby powiększyć i tak już znaczącą przewagę nad najgroźniejszym rywalem, Australijczykiem Kadenem Grovesem (Alpecin-Deceuninck). Zrobił to, a że wtedy przyspieszył także Pacher, to zostawili współtowarzyszy ucieczki. Na ostatnią górską premię 20 km przed metą dotarli ponad pół minuty przed pozostałymi uciekinierami, co oznaczało, że między sobą rozegrają bój o zwycięstwo. Francuz co prawda próbował walczyć, ale Belg nie dał mu żadnych szans. Dlaczego wczoraj aż tak się spieszył? Bo na mecie czekali na niego żona i dwóch synów. 

Prowadzony przez grupę lidera, Bena O'Connora (Decathlon AG2R La Mondiale) peleton przyjechał spóźniony o ponad pięć i pół minuty. Ci, którzy walczą o czołowe lokaty w klasyfikacji generalnej, pojechali wczoraj na remis. Czy podobnie będzie dzisiaj na pofałdowanym etapie z krótką, ale stromą ścianką niedaleko przed metą?

(g)