Spełnione marzenie
Klaudia Zwolińska wicemistrzynią olimpijską w slalomie K-1. To pierwszy krążek dla Polski.
KAJAKARSTWO GÓRSKIE
Kajakarka rodem z Nowego Sącza na igrzyska jechała z wielkimi nadziejami. Przed trzema laty, w poprzednim olimpijskim starcie w Tokio, zajęła 5. pozycję i teraz chciała wypaść lepiej. Marzyła o medalu. Wierzyła, że jest w stanie go wywalczyć. Od lat należy bowiem do światowej czołówki w K-1. Jest brązową medalistką mistrzostw świata, a w maju tego roku została mistrzynią Europy, wyprzedzając srebrną medalistkę o blisko 5 sekund! - Zawsze zależy mi na jak najlepszym występie na imprezie mistrzowskiej i naprawdę fajnie było wkroczyć w sezon z takimi wynikami - mówiła po tamtym sukcesie Klaudia Zwolińska. - W Tokio byłam piąta, a to dobra pozycja do ataku. Przez ten czas od poprzednich igrzysk dużo się pozmieniało, sama też wiele się nauczyłam. Jestem bardziej świadomą zawodniczką i zobaczymy, czy to będzie wystarczające do zdobycia medalu w Paryżu.
Silna mentalnie
25-latka od pierwszego startu spisywała się znakomicie, potwierdzając, że jest w wysokiej formie. W eliminacjach miała 2. wynik, przegrywając jedynie z Australijką Jessiką Fox. Zaczęła jednak nie najlepiej. W pierwszym przejeździe na torze w podparyskim Vaires-sur-Marne trąciła pierwszą bramkę. Opanowała jednak emocje i w późniejszej fazie nawet dotknięcie 19. z figur nie przeszkodziło jej w zajęciu wysokiej, 5. pozycji. W drugiej odsłonie eliminacji była już bezbłędna i w znakomitym stylu przesunęła się na czoło klasyfikacji. Dopiero druga po pierwszej próbie Fox uzyskała lepszy wynik. - W kwalifikacjach jest walka mentalna. Chciałam oddać dwa stabilne przejazdy, żeby jutro czuć się pewniej, bo trasa będzie utrudniona technicznie. Tak chciałam otworzyć te igrzyska - tłumaczyła po sobotnich kwalifikacjach Zwolińska. - Dla mnie siła mentalna jest bardzo ważna na półfinały i finały, bo wtedy dobrze czuję się przed nimi i lepiej odnajduję się na trasie. Dziś była tragiczna pogoda, padał deszcz, a mimo to ludzi na trybunach było pełno. Slalom błyszczy na igrzyskach, ale tak jest zawsze.
W półfinale Zwolińska potwierdziła medalowe aspiracje. Popłynęła znakomicie. Uzyskała 99.84, do tego nie zaliczyła ani jednej kary. Lepsza okazała się tylko Niemka, obrończyni olimpijskiego złota z Tokio, Ricarda Funk (99.31).
Perfekcyjna Australijka
W finałowej rozgrywce wystartowało 12 najlepszych zawodniczek. Polka, zgodnie z wynikami półfinału, startowała jako przedostatnia. Eksperci byli zgodni: tylko wynik poniżej 100 sekund da medal. Trasa była bardzo trudna. Jako pierwsza przekonała się o tym Maialen Chourraut mająca aż... 52 karne sekundy. Czterema ukarano Corinnę Kuhnlę. Czystych przejazdów nie miały też Luuka Jones, Camilla Prigent oraz Eliska Mintalova. Żadna z nich nie pokonała też magicznej granicy 100 sekund. Pierwsza zrobiła to Fox. Aktualna mistrzyni świata pokonała trasę bezbłędnie, wręcz perfekcyjnie, w rewelacyjnym czasie 96.08, wysoko zawieszając poprzeczkę rywalkom. Kolejne rywalki nie były nawet w stanie zbliżyć się do jej wyniku. Uczyniła to dopiero Kimberly Jones. Brytyjka uzyskała 98.94. Na starcie pozostały wtedy już tylko dwie zawodniczki, Zwolińska i Funk.
Planowy przejazd
Nasza reprezentantka zaczęła w wielkim stylu. Bramki pokonywała w błyskawicznym tempie i na pierwszym pomiarze czasowym była najlepsza. Jej przewaga nad Fox wynosiła blisko 1,5 sekundy. Na kolejnych różnica jednak malała. Gdy mijała linię mety, czas brzmiał 97,35. Fox nie pokonała, ale 2. pozycja oznaczała, że zdobyła medal. Na starcie pozostała Funk. Niemka, tak jak nasza zawodniczka, zaczęła ostro. Szybko jednak popełniła błąd, zawadzając bramkę i przestała się liczyć w walce o podium.
- Wszystko co sobie zaplanowałam mi wyszło. Slalom to bardzo techniczna konkurencja i łatwo popełnić błąd. Dobrze wytrzymałam, nie tylko pod względem sportowym, ale również całą olimpijską atmosferę, logistykę. Starałam się też skupiać na finale, bo wiedziałam, że to po nim rozdają medale. Jeszcze do końca w to nie wierzę, ale jestem przeszczęśliwa - mówiła na gorąco Zwolińska.
Radości nie krył też jej trener Rafał Polaczyk. - Czuję się niesamowicie, bo były ogromne emocje. Sam pływałem i najchętniej przed startem bym się z Klaudią zamienił, bo na brzegu są zdecydowanie większe nerwy. Trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że do Paryża przyjechaliśmy po medal. Klaudia systematycznie uświadamiała wszystkich, że w jej jeździe jest stabilność. Jest też mistrzynią jazdy pod presją, więc przy 14-tysięcznej publiczności warunki miała idealne. Jesteśmy z niej dumni, podobnie jak wszyscy kibice - podkreślił.
Przed Zwolińską jeszcze występ w kanadyjce, w której nie czuje się tak komfortowo jak w kajaku, oraz start w debiutującej w igrzyskach konkurencji - kayak crossie. W tej ostatniej wywalczyła srebrny medal tegorocznych mistrzostw Europy w Tacenie koło Lublany.
Drugi w historii
Medal Zwolińskiej jest pierwszym od 24 lat i drugim w historii polskich startów w slalomie. Po raz ostatni na podium - 2. miejsce - byli w Sydney Krzysztof Kołomański i Michał Staniszewski. - Ja również bardzo przeżywałem ten przejazd. Czekaliśmy tyle lat na ten medal i w końcu go mamy. Dopingowaliśmy Klaudię, bo to też pomaga, a taki sukces na pewno wpłynie pozytywnie nie tylko na naszą grupę, ale również na całe polskie kajakarstwo i polski sport. To pierwszy medal dla naszego kraju na tych igrzyskach, więc radość jest podwójna. Klaudia była spokojna, wie, że jest mocna i zrobiła to, co miała zrobić - ocenił Grzegorz Hedwig, życiowy partner Zwolińskiej i nasz reprezentant w Paryżu w C-1.
(mic)
Klaudia Zwolińska udowodniła, że należy do światowej czołówki. Fot. PAP/Adam Warżawa