Sport

Spełnianie marzeń

Puszczy Niepołomice można nie lubić, ale trzeba ją szanować.

W wielu meczach niepołomiczanie skutecznie „bili się” z rywalami. Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus


Spełnianie marzeń

Puszczy Niepołomice można... nie lubić, ale trzeba ją szanować.


Zaczynając sezon w ekstraklasie absolutny beniaminek marzył o 15. miejscu, a skończył na 12. Może się tytułować najlepszą drużyną Małopolski, bo wyprzedził m.in. Cracovię, z której stadionu korzystał. Kluczem do utrzymania w elicie okazała się cierpliwość, która niepołomickich działaczy cechuje od wielu lat. 

Trener na stałe 

Na drodze do osiągnięcia celu „Żubry” miały kilka zakrętów. Dość długo czekały na pierwsze wyjazdowe zwycięstwo (jesienią nad Wartą Poznań), a po wiosennej porażce z ŁKS-em Łódź chwilę zwątpienia miał nawet prezes Marek Bartoszek. Do tego dochodziła przetrzebiona kadra – a to przez wirus panoszący się po szatni, a to z powodu kontuzji. Nikt jednak nie myślał, by wzorem łodzian czy Ruchu Chorzów, pozostałych beniaminków, dokonywać zmiany na stanowisku trenera. Jesteśmy się w stanie założyć, że gdyby podziękowano Tomaszowi Tułaczowi, do I ligi spadłby komplet drużyn, które rok wcześniej były w niej lepsze. Puszcza funkcjonuje w określonym reżimie, od lat dobiera zawodników, którzy pasują do stylu, który nie wszystkim się podoba. Gdyby tym gronem nagle miał zacząć zarządzać trener z inna filozofią, tak dobrze nie znający piłkarzy, o 40 punktach można byłoby w ich przypadku pomarzyć. 

Kluczowe spotkania 

Puszcza była typowym zespołem swojego boiska, choć na początku stadion Cracovii i dla niej był nieznany. Szybko jednak zrobiła z niego twierdzę, pozwalając w gościach wygrać tylko Śląskowi Wrocław i Pogoni Szczecin. Na wyjeździe uciułała dwa zwycięstwa i pięć remisów, a komplet punktów przeciwko niej dali radę zdobyć tylko „Portowcy”. Puszcza spełniła kilka marzeń, ale ma jeszcze jedno, które odłożyła do lutego 2025 toku. Chodzi o rozgrywanie spotkań w Niepołomicach. – Liczę, że to, co obiecał burmistrz i działacze, się wydarzy. Jeżeli ulica Kusocińskiego zostanie poszerzona, to już nic nie będzie stało na przeszkodzie, byśmy grali u siebie – mówi szkoleniowiec. Zdaje sobie sprawę, że drugi sezon dla beniaminka może być trudniejszy. – Dla wielu nie będziemy już zaskoczeniem, choć nadal będziemy się starać być sprytniejsi, zaskakiwać lepszych innymi rozwiązaniami. Chcemy też rozwijać drużynę i każdego zawodnika z osobna. Nadal musimy też cieszyć się z tego, że możemy być w tak zacnym gronie – podkreśla. 

Znak firmowy 

Niektórzy wyśmiewali się ze stałych fragmentów tego zespołu, ale przestali, gdy ich drużyny nie dały rady zapobiec utracie bramek po wyrzutach z autu, rozegraniu wolnych i rożnych. To nadal ma być znak firmowy zespołu. – Podchodziłem do tych komentarzy z odpowiednim dystansem. Dziwiło mnie jednak, to, że ci, którzy podważali nasze działania, potem zaczęli z nich korzystać! Piłka nożna to taki sport, w którym mniejsi mogą ograć teoretycznie większych. Po to wprowadzamy pewne rozwiązania, by z nich korzystać. Mamy przygotowane nowe, które będziemy szlifować w czasie przygotowań – zapowiada Tułacz. Choć awans na stulecie klubu był – jak mówili w Niepołomicach – sięgnięciem po niemożliwe, trener uważa, że trudniej było utrzymać się w elicie. 

Michał Knura

 

STRZELCY (39):

7 - Craciun, 6 - Sołowiej, 5 - Siemaszko, Zapolnik, 4 - Jakuba, 3 - Cholewiak, 2 - Walski. 1 - Bartosz, Hajda, Kidrić, Koj, Majchrzak, Mroziński, Poczobut.  


PLUS

WYPOŻYCZONY Z ANGLII 

Puszczy pomogła... kontuzja pierwszego bramkarza. Kewin Komar musiał przejść zabieg ręki, który był efektem bójki wciąż wyjaśnianej przez policję. Klub musiał zareagować i wypożyczył z Aston Villi młodzieżowego reprezentanta Oliwiera Zycha. Bez dwóch zdań – bez niego nie byłoby pozytywnego zakończenia sezonu.

 

MINUS

ZA WYSOKIE PROGI 

Nie było przypadku w tym, że Maciej Firlej, król strzelców II ligi, nie sprawdził się w Ruchu Chorzów. W zimie zmienił klub na Puszczę  i znów niewiele było z niego pożytku. Napastnik odbił się do ekstraklasy. To dla niego za wysokie progi. Trener Tułacz potrafił stawiać na nogi zawodników będących na zakręcie, ale tym razem nawet on musiał się poddać.