Spełniamy marzenia
Marcin Kolusz, doświadczony reprezentant, liczy na udane występy w majowych mistrzostwach świata i utrzymanie się w elitarnym gronie.
Marcin Kolusz wraz z kolegami będą mieli okazję skonfrontować swoje umiejętności z najlepszymi reprezentacjami na świecie. Fot. Mateusz Sobczak/PressFocus.pl
Spełniamy marzenia
Marcin Kolusz, doświadczony reprezentant, liczy na udane występy w majowych mistrzostwach świata i utrzymanie się w elitarnym gronie.
Gdy w 2002 r. biało-czerwoni występowali w elicie na lodowiskach w Szwecji, miał zaledwie 17 lat i pilnie śledził wszystkie mecze. Był już po debiucie ligowym, ale przed wyjazdem zza oceanem i myślał, by znaleźć w tym samym miejscu co jego przyjaciel i sąsiad Krzysztof Zborowski, pełniący rolę trzeciego golkipera w reprezentacji. Teraz Marcin Kolusz, bo o nim mowa, stoi przed szansą spełnienia swojego marzenia i może wystąpić w majowych mistrzostwach świata elity w Ostrawie oraz Pradze.
Sporo wyrzeczeń
- Pilnie śledziłem ten turniej ponad 20 lat temu i wówczas myślałem sobie, że może kiedyś będę miał okazję w nim wystąpić – wyjawił doświadczony i zarazem najbardziej uniwersalny zawodnik naszej reprezentacji. - Gdy Krzysiek wrócił z mistrzostw, opowieściom nie było końca... Nie przypuszczałem, że na ponowną grę w elicie będziemy musieli czekać tak długo. Chcemy zaznaczyć w niej nie tylko swoją obecność, ale powalczyć o jak najlepszy wynik.
Kolusz 13 kwietnia rozegrał 200. mecz w reprezentacji i brał udział w 15. turniejach MŚ, zdobył 48 goli. Przed nim ten najważniejszy, bo w elitarnym towarzystwie. - Pewnie byłoby tych meczów oraz turniejów nieco więcej, ale pandemia sprawiła, że imprezy sportowe były odwoływane - uśmiecha się Marcin. - Każdy sezon to spora porcja wyrzeczeń, bo trzeba solidnie pracować, by otrzymać najpierw nominację do szerokiej kadry, a potem do reprezentacji na najważniejszą imprezę sezonu. Im bardziej jestem doświadczonym zawodnikiem tym więcej pracuję, by wyeliminować swoje mankamenty. Nie można spocząć na laurach, bo to może okazać się zgubne.
Uniwersalizm
Kolusz ma wiele atutów i należy do nielicznego grona polskich hokeistów, którzy mogą występować zarówno w ataku, jak i obronie. - Tylko w bramce siebie nie widzę - śmiał się swego czasu nasz bohater. Zaczynał jako napastnik i przez wiele lat był postrachem bramkarzy, ale kilka lat temu były trener reprezentacji, Tomasz Valtonen, wpadł na pomysł, by go przestawić do obrony. W ostatnim sezonie ligowym w JKH GKS-ie Jastrzębie znów występował w ataku.
- Trener uznał, że bardziej będę przydatny w formacji ofensywnej, a ja z takimi decyzjami nie dyskutuję - dodaje doświadczony reprezentant kraju. - Szczerze? W ostatnim czasie lubię występować jako obrońca, bo mogę dłużej utrzymywać się przy krążku i kreować grę. Ponadto występuję w formacjach specjalnych w przewaga lub osłabieniach. Gdy jako obrońca strzelę gola, wówczas dostaję jeszcze większego kopa.
Kolusz jest jednym z pewniaków w reprezentacji. Sam zainteresowany, gdy usłyszał to stwierdzenie, natychmiast zaprotestował i dodał: - W tej szerokiej grupie kadrowiczów każdy walczy o miejsce w reprezentacji, ale swoją postawą pragnę udowodnić, że zasłużyłem na grę w tym turnieju.
Właściwa droga
Trener Kalaber wraz ze swoimi współpracownikami opracował podobny plan jaki obowiązywał w poprzednim sezonie przed MŚ w Nottingham. Z jednym drobnym wyjątkiem, bo w okresie przygotowawczym reprezentacja teraz ma osiem meczów towarzyskich z wartościowymi rywalami. Za biało-czerwonymi dwa dwumecze z Węgrami (5:2 i 6:2) w Krynicy-Zdroju oraz ze Słowenią (0:2 i 1:3) w Bytomiu, a przed nimi w weekend dwa spotkania na wyjeździe z Brytyjczykami.
- Po awansie do elity działaczom związkowym łatwiej było znaleźć rywali do tych towarzyskich konfrontacji - twierdzi Kolusz. - Planu nie trzeba było mocno zmieniać, bo przecież rok temu się sprawdził. Przez tydzień pracujemy na zgrupowaniu i na jego zakończenie są mecze towarzyskie. Dwa dni wolnego i powrót do pracy. Mieliśmy dwóch różnych rywali, Słoweńcy teraz reprezentują wyższy poziom niż Węgrzy. O naszych porażkach zadecydował przede wszystkim brak skuteczności. Mieliśmy dobre momenty, wiele sytuacji podbramkowych, a skończyło się na jednym golu. Nie ustrzegliśmy się błędów i stąd też dwie zasłużone porażki. Nie robimy z tego tragedii, bo przecież jest czas na wyeliminowanie niedostatków.
Zmiana wizerunku
Po awansie biało-czerwonych do elity poprawił się wizerunek dyscypliny. Hokej był prawie na szarym końcu w hierarchii gier zespołowych, ale został dostrzeżone przez władze sportowe oraz media. Czy po ewentualnym utrzymaniu się w elitarnym gronie jeszcze bardziej wzrośnie zainteresowanie hokejem - zastanawiamy się głośno z Marcinem Koluszem.
By nastąpił rozwój naszej dyscypliny musimy się wykazać cierpliwością, rzetelną pracą. Potrzeba też sporych nakładów finansowych nie tylko na szkolenie dzieci i młodzieży, ale również rozwój infrastruktury - twierdzi nasz rozmówca. - Na pewno nie będzie nagłego finansowego eldorado, ale możemy utrwalić nasz niezły wizerunek poprzez dobry występ w Czechach. Nie możemy się nastawiać na jeden czy dwa mecze z Francją i Kazachstanem, lecz rzetelnie zaprezentować się w całym turnieju. Zdajemy sobie sprawę, że inicjatywa będzie należała do rywali i sporo czasu gra będzie się toczyła w naszej strefie lub w neutralnej. Dużo będzie zależało od poczynań defensywnych i gry bez krążka, dlatego mocno pracujemy nad poprawą gry obronnej. Gdy znajdę się w reprezentacji, to wraz z kolegami będę szukał punktów w każdym meczu - deklaruje na zakończenie Kolusz.
Do inauguracyjnego meczu MŚ z Łotwą pozostało niespełna trzy tygodnie i przed kadrowiczami jeszcze sporo pracy oraz cztery mecze towarzyskie: dwa ze wspomnianą Wielką Brytanią i po jednym ze Słowacją oraz Danią.
Włodzimierz Sowiński
PECH „JEZIORA”
Bartłomiej Jeziorski miał za sobą udany sezon ligowy i marzył, by znaleźć się w reprezentacji. Jednak w pierwszej tercji pierwszego meczu ze Słowenią dopadł go pech, zjechał z lodu i już na nim się nie pojawił. Wczoraj, w dniu swoich 26. urodzin, poinformował, że ma zerwane więzadło tylne i czeka go operacja oraz 12 tygodni przerwy. - To koniec moich marzeń - stwierdził największy pechowiec kadry.