Spektakularnie zawalone
Ajax Amsterdam zanotował jeden z najgorszych finiszów w swojej historii.
Po sezonie amsterdamczycy w nerwach mogli tylko zaciskać zęby i obgryzać paznokcie. Fot. ANP/SIPA USA / Press Focus
Wszystko wskazywało na to, że po dwóch sezonach przerwy Ajax wróci na mistrzowski tron. 5. miejsce z ubiegłego roku było najgorszym od 24 lat, a dorobek 56 punktów najgorszy od sezonu 1964/65 (nie licząc skróconego sezonu covidowego). Amsterdamczycy wzięli się jednak w garść.
Już witali się z gąską
Od początku liderem Eredivisie był obrońca tytułu, PSV Eindhoven. Boeren zaczęli rozgrywki od 10 kolejnych zwycięstw, m.in. 5:1 z Waalwijk, 7:1 z Almere City czy 6:0 ze Zwolle. Pierwszą porażkę ponieśli... właśnie z Ajaksem, a miejsce na fotelu lidera stracili na przełomie stycznia i lutego, gdy wpadli w dołek – oczywiście na rzecz Ajaksu. Od połowy grudnia do połowy kwietnia ekipa z Amsterdamu zaliczyła serię 14 meczów, z których wygrała 13, a jeden zremisowała. W tym czasie drugi raz w sezonie pokonała PSV, co tylko legitymizowało zajmowane przez nią pierwsze miejsce. 20 kwietnia, na pięć kolejek przed końcem, Ajax miał nad PSV aż dziewięć punktów przewagi. Już witał się z gąską i planował mistrzowską fetę, gdy stało się coś niewytłumaczalnego. W następnych czterech kolejkach Godenzonen zdobyli... tylko dwa „oczka”, a rywale z Eindhoven pokonywali każdą kolejną przeszkodę. Przed ostatnią kolejką na fotelu lidera zameldowało się PSV! O wszystkim zadecydować miała finałowa seria gier, w której Boeren nie mogli zgubić punktów, bo gdyby tak się stało, to mistrzostwo mógłby zdobyć Ajax. Nie zgubili – pokonali 3:1 Spartę Rotterdam, co przy wygranej 2:0 z Twente nie dawało Ajaksowi niczego.
Włoch zrezygnował
Po raz drugi z rzędu mistrzem Holandii zostało więc PSV Eindhoven prowadzone przez Petera Bosza. Tym razem nie uczyniło tego w tak efektowny sposób jak przed rokiem (bilans meczów 29-4-1, 111 goli strzelonych), ale po raz drugi przekroczyło barierę 100 bramek zdobytych (dokładnie to 103). W kontekście Eredivisie więcej mówi się jednak o spektakularnym upadku Ajaksu. Z pracy w klubie zrezygnował już Francesco Farioli, pierwszy włoski trener w historii klubu oraz pierwszy obcokrajowiec na tym stanowisku od 1998 roku (wtedy Duńczyk Morten Olsen). – Razem z zarządem mamy zbieżne cele, jeśli chodzi o przyszłość Ajaksu, ale mamy różne wizje i ramy czasowe tego, jak pracować, by zrealizować te założenia. Biorąc pod rozwagę te rozbieżności, uważam, że jest teraz najlepszy moment, aby się rozstać – tłumaczył 36-latek, który wcześniej prowadził Niceę oraz kluby tureckie. Teraz w Amsterdamie szykuje się głośny powrót.
Zadry duetu
Drużynę ma bowiem przejąć duet Marcel Keizer – John Heitinga. Ten drugi w przeszłości prowadził wiele zespołów młodzieżowych Ajaksu, a w zakończonym sezonie był asystentem Arne Slota w Liverpoolu. Heitinga to były reprezentant Holandii i wychowanek Godenzonen, ale numerem jeden na ławce będzie Keizer. On prowadził samodzielnie Ajax jesienią 2017 roku, a z Heitingą zna się doskonale, bo wcześniej wykonywali kapitalną pracę w rezerwach. Z seniorami tak dobrze mu jednak nie poszło i stracił pracę po kilku miesiącach. Miał wówczas uzasadnione pretensje do ówczesnego dyrektora technicznego, słynnego Marca Overmarsa, że ten nie sprowadził mu do drużyny ludzi, których potrzebował – prawego i lewego obrońcy oraz wskazanego asystenta. Gdy nowym szkoleniowcem został później Erik ten Hag, Overmars... ściągnął mu prawego i lewego obrońcę oraz zatrudnił wskazanego asystenta. Heitinga też ma zresztą pewną zadrę w Ajaksie, bo gdy jako trener tymczasowy kończył sezon 2022/23 (poproszony przez innego dyrektora, również legendę – Edvina van der Saara), osiągnął znakomite wyniki – ale nie otrzymał propozycji objęcia zespołu na stałe. Ci, którzy przyszli po nim, radzili sobie zdecydowanie gorzej.
Powrót do Cruijffa
Latem Ajax może stracić kilku ważnych piłkarzy – Sutalo, Hato, Taylor, Henderson czy Brobbery. Ci, którzy zostaną ściągnięci, będą musieli wpasować się w wizję duetu Keizer – Heitinga. A wizja ta ma zakładać powrót do korzeni, czyli do stylu Johana Cruijffa – futbolu dominującego, ofensywnego i atrakcyjnego. Czy podołają?
Piotr Tubacki