Sport

Spektakl wraca na afisz

Po dwóch dekadach przerwy Legia przyjedzie na mecz do Katowic. Znowu będzie się działo!

Starcie z jesiennego meczu Legia - GKS na Łazienkowskiej: Steve Kapuadi (z lewej) vs. Lukas Klemenz. Fot. Tomasz Jastrzębowski/Foto Olimpik/PressFocus

O przedmeczowych zdarzeniach, nadziejach, okolicznościach - będzie jeszcze czas powiedzieć. Teraz więc tylko przypomnienie dla mniej wyrobionych fanów: na deski ekstraklasy wraca ligowy spektakl o randze "Snu nocy letniej" Szekspira, bez przesady!

Dowody? Proszę bardzo.

Dowód I: pierwsze starcie

Pierwszy ligowy mecz jako gospodarz GieKSa rozgrywa z Legią na starej Bukowej 7 listopada 1965 roku. W składzie Legii wielkie nazwiska, w tym dwóch późniejszych selekcjonerów i jeden asystent w reprezentacji: Lucjan Brychczy, Jacek Gmoch, Henryk Apostel, Bernard Blaut. Mimo to katowiczanie wygrali ten inauguracyjny mecz 2:0. Przytoczmy cytat ze "Sportu" przy okazji drugiej bramki. Andrzej Strzelczyk "poszedł jak burza z piłką i mimo ostrych wejść obrońców, utrzymywał się w jej posiadaniu. Kiedy wszyscy oczekiwali, że napastnik Katowic wypuści któregoś ze swoich kolegów, w okienko bramki Fołtyna poszybował taki pocisk, że dosłownie nie było widać piłki". Dodajmy, że Strzelczyk pracował wtedy na co dzień jako mistrz w zakładach "Rapid", a na treningi przychodził prosto z pracy.

Dowód II: srogi rewanż

Legia pokazała na Bukowej, co potrafi już w następnym sezonie. W maju 1967 roku potrafiła wygrać na Górnym Śląsku 4:0. Kibice zobaczyli wtedy gole późniejszych legend polskiej piłki - Roberta Gadochy i Kazimierza Deyny. Pierwszą bramkę strzelił jednak dla Legii obrońca Antoni Trzaskowski, który zmarł niecały miesiąc temu w wieku 83 lat.

Dowód III: pierwszy raz za trzy

10 sierpnia 1986 roku GieKSa odniosła historyczne zwycięstwo. Po raz pierwszy od wprowadzenia do regulaminu zwycięstwa za trzy punkty przy zwycięstwie co najmniej trzema bramkami i minusowego punktu za porażkę w takich rozmiarach. Na mecz legioniści przyjechali prosto z... Chin, gdzie brali udział w Turnieju Wielkiego Muru. Nie pomogło im to, po godzinie przegrywali 0:4. Choć zdobyli dwa gole, dzięki bramce Jana Furtoka, długo po zakończeniu meczu niosło się jeszcze na Bukowej gromkie "miiii-nus jeden, miiiiii-nus jeden!"

Dowód IV: zajęte schodki

Dwa świetne mecze w sezonach, kiedy GieKSa zdobywała wicemistrzostwo Polski i nieliczne momenty, kiedy wygrywała te starcia jako faworyt (sezony 1987/88 i 1988/89). Dwukrotnie na Bukowej wygrywała po 1:0, na stadionie tłumy, kibice siedzieli nawet na schodkach między sektorami. To czas, kiedy Legia potrafiła wygrać sześć meczów z rzędu i passa zakończyła się właśnie na Bukowej, bo fantastyczny mecz rozgrywał Mirosław Kubisztal.

Dowód V: pokaz siły gości

Maj 1996 roku: najlepszy mecz Legii na starej Bukowej, rozbiła wtedy GieKSę na koniec jej mocarstwowego okresu, czyli dziesięcioletniej ery ciągłej gry w pucharach. 0:5! Prawda taka, że katowiczanie nie wiedzieli tego dnia, co właściwie na boisku się dzieje. To był pokaz siły gości. Hat-trick zaliczył Tomasz Wieszczycki, obecny komentator Canalu Plus.

Dowód VI: Yahaya lubi to

Październik 2000 roku. Ostatnie jak dotąd ligowe zwycięstwo Katowic z Legią u siebie. Gospodarze przerwali fatalną passę 26 meczów bez zwycięstwa w ekstraklasie. W ostatniej minucie jedynego gola strzelił z karnego Moussa Yahaya z Nigru. Trener Bogusław Kaczmarek na plecach zniósł go z boiska. Potem Afrykańczyk... przeszedł do Legii.

Dowód VII: rollercoaster

Wyjątkowy mecz w marcu 2002 roku. Remis, padło aż sześć goli! Sukces gospodarzy, bo Legia w tamtym sezonie została mistrzem. Na Bukowej prowadziła po bramkach Cezarego Kucharskiego i Sylwestra Czereszewskiego, ale GieKSa zdołała wyjść na prowadzenie po strzałach Mirosława Sznaucnera, Marka Świerczewskiego i Krzysztofa Gajtkowskiego. Wynik w końcówce ustalił Stanko Svitlica, który w następnym sezonie zostanie pierwszym królem polskiej ekstraklasy z zagranicy.

***

Na 30 ligowych starć w Katowicach z Legią ledwie trzy z nich (w sezonach 1969/70, 1984/85 i 1989/90 ) zakończyły się bezbramkowym remisem. Wnioski? Nie ma nudy!

Paweł Czado