Jaka Kolenc wraca do gry w pierwszej drużynie po zesłaniu do rezerw zimą. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus


Sparing ściśle tajny

Z powracającym do łask Jaką Kolencem i zdrowym Maksymilianem Banaszewskim zespół Podbeskidzia rozegra mecz sparingowy z GKS-em Katowice.

 

„Górale” będą mieli okazję, by zrewanżować się drużynie trenera Rafała Góraka za niedzielną wysoką porażkę w lidze. Sparing rozegrany zostanie w południe, ale będzie zamknięty dla mediów i kibiców przez co żaden z klubów nie informuje, gdzie do niego dojdzie. Pewne jest, że zespół z Katowic w piątek zakończy krótkie, bo zaledwie trzydniowe, zgrupowaniu w Ustroniu. W zespole z Bielska-Białej w sparingu na pewno zabraknie Michała Stryjewskiego, który na jednym z treningów przed ostatnią kolejką ligową nabawił się urazu ścięgna. 29-latek czeka jeszcze na dodatkowe badania, ale trener Jarosław Skrobacz na pewno nie będzie mógł skorzystać z jego usług przez co najmniej trzy, a może cztery tygodnie. W sparingu ma także zaprezentować się Jaka Kolenc, który zimą, decyzją byłego trenera Dariusza Marca, został zesłany do rezerw. Słoweniec wrócił do zdrowia po urazie i w weekend zagrał w czwartoligowych rezerwach. Teraz otrzyma szansę, by zaprezentować się przed nowym szkoleniowcem. Takiej szansy na pewno nie dostanie Mateusz Wypych. Środkowy obrońca pozostaje piłkarzem II zespołu i klub najchętniej by się go pozbył.

 

Rozłożył go wirus

Gotowy do gry w piątkowym sparingu będzie Maksymilian Banaszewski, który nie zagrał w miniony weekend z powodu choroby. - Gorączkowałem dwa dni, jakiś wirus wykluczył mnie z tego spotkania. Z łóżka oglądałem spotkanie z GKS-em i nie mogłem pomóc chłopakom. Jestem w treningu i na mecz z Bruk-Betem będą już w pełni zdrowia - ma nadzieję skrzydłowy. W sześciu wiosennych spotkaniach zespół Podbeskidzia zdobył tylko dwa punkty i po weekendowych zwycięstwach trzech najgroźniejszych rywali do bezpiecznej strefy traci już siedem „oczek”. Czy w drużynie jest jeszcze wiara, że utrzymanie w lidze jest możliwe? - Wiara będzie do samego końca. Jest jeszcze dziesięć kolejek, w tym mecze z zespołami, z którymi bezpośrednio sąsiadujemy w tabeli. Musimy zacząć od tego, żeby wygrać jeden mecz, podnieść się mentalnie. Nie ma na co czekać, sfera psychiczna dołuje i trudno oczekiwać pewności siebie, swobody w grze, jeśli wyniki są, jakie są. To jest największy problem, bo o to jest najciężej i to po nas widać.

 

Odbudować mental

Jak to się dzieje, że Podbeskidzie gra dobre spotkanie na tle lidera z Gdańska, a tydzień później wysoko przegrywa w Katowicach? - Po meczu z Lechią byliśmy źli i sfrustrowani, bo czuliśmy, że ten mecz był do wygrania, patrząc na przebieg pierwszej połowy, w której uważam, że byliśmy zespołem troszeczkę lepszym. Jeszcze przy stanie 1:1 mieliśmy sytuację na drugiego gola. To się nie zdarzyło. Jednak wiemy, jak nam się ciężko kreuje sytuację. Bardzo żałujemy tego meczu. Było wiele spotkań domowych, gdy prowadziliśmy i to prowadzenie wypuściliśmy - mówi Banaszewski i wraca do porażki z GKS-em. - Tracimy gola i nas już nie ma. Następuje paraliż, nie realizujemy tego, co sobie założyliśmy, gubimy się i panuje chaos na murawie. Mamy problem z utrzymaniem przewagi, ale także z odrabianiem strat. Moim zdaniem to są trudne momenty w walce o utrzymanie. Pozostaje to z tyłu głowy i brakuje nam swobody. Czym innym jest, gdy gra się o wyższe lokaty i emanuje się spokojem oraz pewnością siebie. Grałem o utrzymanie z Zagłębiem Sosnowiec i wiem, że wkrada się w takich momentach poczucie, przez które obawiasz się pierwszego błędu. Wiesz, że może się to skończyć przegranym meczem. To cechuje zespoły, które zakopią się w dole tabeli - dodaje „Banan”.

 

gru