Spalony debiut Zielińskiej
Broniąca honoru polskiej sztangi zawodniczka z Białej Podlaskiej nie zaliczyła ani jednego podejścia.
PODNOSZENIE CIĘŻARÓW
Nie tak wyobrażała sobie olimpijski debiut Weronika Zielińska. Występująca w kategorii 81 kg najlepsza polska sztangistka spaliła wszystkie podejścia w rwaniu i w myśl regulaminu olimpijskiego do podrzutu nie mogła przystąpić. - To mój debiut na igrzyskach. Żartuję, że do Paryża jadę się przetrzeć, a za 4 lata w Los Angeles powalczę o medal - mówiła 27-latka, ciesząc się przy tym, że rywalizacja w jej kategorii odbędzie się w przedostatnim dniu olimpijskich zmagań. - Mam nadzieję być wisienką na torcie - dodawała z uśmiechem, ale jej występ był co najwyżej porzeczką i to niedojrzałą. Oceniając jej wyczyny na pomoście można było czuć gniew, zdziwienie i zażenowanie, bo tak słabo dysponowanej zawodniczki nigdy nie widzieliśmy. - Moim celem jest zaliczenie sześciu podejść, a które to da miejsce, zobaczymy. Chcę poprawić własne rekordy Polski, więc ze wszystkiego powyżej 110 kg w rwaniu i 135 kg w podrzucie będę się cieszyć - zapowiadała „Ziela”, ale nic z tego nie wyszło. Zaczęła od niedociągnięcia 106 kg, które spadło z przodu. Przy drugim podejściu do tego ciężaru było znacznie lepiej, bo sztanga powędrowała nad głowę, ale obręcz barkowa za szybko się rozluźniła i zawodniczka przechyliła się na pięty. W tym momencie przypomniała sobie ostatnie mistrzostwa Polski w Ciechanowie, kiedy też spaliła dwie próby, ale w trzeciej zdołała odejść od ściany i po raz czwarty z rzędu zostać najlepszą sztangistką kraju. Tym razem się nie udało. Podwyższenie ciężaru do 107 kg okazało się nietrafionym manewrem, a pobudzenie pełnych trybun, na których siedzieli m.in. minister sportu Sławomir Nitras i prezes PZPC Waldemar Gospodarek z żonami, nic nie dało. Zielińska popełniła te same błędy techniczne i sztanga trzeci raz spadła z przodu. Mogła więc tylko - co ma w zwyczaju - ją pocałować i ukłonić się głęboko. Szkoda tylko, że całus został złożony już po pierwszym boju... Ktoś może zapytać, dlaczego zaczynała od tak wysokiego ciężaru, skoro nie miała szans na medal. Z wyjaśnieniem pośpieszyła jej osobista trenerka, wrzucając na Facebooka film z ostatniego podejścia na rozgrzewce do 103 kg. „Bez problemu, bez stresu… Pomost główny to nie tylko ciężary na sztandze. Dziękuję za wykonaną pracę” - napisała Paulina Szyszka, która spodziewa się fali krytyki, bo również liczyła na znacznie lepszy występ aktualnej mistrzyni Europy.
Gdy nasza ekipa się pakowała, na pomoście trwała zacięta rywalizacja o medale. Klasą dla siebie była Solfrid Koanda. Po rwaniu znakomicie dysponowana Norweżka (jedna z dwóch Europejek w tej kategorii) była 2., ale podrzut był jej popisem. W najlepszym podejściu zaliczyła 154 kg, co jest rekordem olimpijskim. Po dodaniu 122 kg za rwanie w dwuboju uzyskała 275 kg (również rekord olimpijski) i zalała się łzami szczęścia. I pomyśleć, że kilka lat temu tajniki ciężarowego rzemiosła zdradził jej nasz mistrz Zygmunt Smalcerz...
Marek Hajkowski