Fot. Podbeskidzie Bielsko-Biała/tspodbeskidzie.pl


Spadek to szansa

Rozmowa z Adrianem Oleckim, byłym członkiem sztabu trenerskiego Podbeskidzia


Na konferencji przed sezonem prezes Bogdan Kłys mówił o powrocie do korzeni i zbudowaniu charakternej drużyny. Tymczasem jest powrót po 22 latach do II ligi.

- Spadek, który zaliczyło Podbeskidzie, jest jak najbardziej zasłużony i nieprzypadkowy. Inaczej będzie odebrana degradacja drużyny, która złożona jest w dużym stopniu z niskobudżetowych wychowanków, którzy walczą do ostatniego meczu, a inaczej jest odebrana obecna sytuacja. Skandalem jest brak pokazania jakiegokolwiek charakteru. Chęci walki o dobry rezultat w poszczególnych meczach kończyły się w zasadzie po stracie pierwszej bramki.


W jednym sezonie Podbeskidzie miało trzech trenerów. Tak częste roszady miały wpływ na fatalną postawę zespołu?

- Szatni nie pomagał chaos, jaki panował w klubie i częste zmiany na wielu stanowiskach, ale to nie jest usprawiedliwienie, podobnie jak domniemane zaległości w pensjach. Jeżeli zawodnik zaczyna myśleć o tym, że nie ma pieniędzy na koncie, do tego wymieniono trenera, zmieniono dział sportowy, musi pomyśleć, czy da 100 procent w następnym meczu, to już wiadomo, że spadek jest nie do uniknięcia? Poprzednia ekipa piłkarzy sprzed dziesięciu lat, z którą utożsamiają się kibice do dzisiaj, właśnie w takich momentach jednoczyła się, zaciskała zęby, a kości na boisku trzeszczały. Teraz tego nie było. W tej drużynie zabrakło zawodników o odpowiedniej sile mentalnej do pobudzenia szatni. Możliwe też, że liderzy chcieli pobudzić szatnię, ale - powiem brutalnie - widzieli, że nie ma kogo pobudzać.


Jaka będzie przyszłość klubu?

- Powiem coś bardzo kontrowersyjnego, ale spadek to szansa dla klubu. Szansa na całkowitą zmianę sposobu myślenia ludzi zarządzających nim i obranie innej strategii rozwoju. Podbeskidzie musi wrócić do korzeni. Drużyna musi mieć kręgosłup, składający się z piłkarzy, którzy będą chcieli grać w Bielsku-Białej przez najbliższe lata, a nie traktować klubu jako miłego, bezstresowego przystanku w ładnym mieście. Klub musi mieć plan, ale nie na rundę, sezon, tylko długofalowy. Krok po kroku powinny być budowane poszczególne składowe: baza, skauting, organizacja szkolenia w akademii, atmosfera, współpraca w regionie. Tylko inwestycja pieniędzy w te elementy sprawi, że za jakiś czas klub będzie stał na fundamentach, a nie na glinianych nogach.


Na brak długofalowej wizji zwracał uwagę Łukasz Piworowicz. Jego już nie ma w klubie.

- Podbeskidzie powinno zacząć od wyznaczenia zasady konstrukcji kadry, która obowiązywałaby przez kilka lat. Jeżeli w kadrze masz 25 zawodników, w tym trzech bramkarzy, to na poziomie II ligi ośmiu z nich musi być najlepszymi wychowankami z rezerw lub wywodzić się z regionu. Oni muszą być na odpowiednim poziomie. Należy zainwestować w skauting. Gracze z zewnątrz mają 15 miejsc do obsadzenia i z tego tylko 5-6 powinno zarabiać większe pieniądze, mieć długie kontrakty i stanowić „kręgosłup” drużyny. Kolejny aspekt to inwestycja w lokalny skauting, który od lat jest zaniedbany.


Skautingu już nie ma.

- Klub powinien zainwestować w lokalną siatkę skautingową. Załóżmy, że mamy kilku skautów na ościenne województwa, którzy pracują nad transferami do zespołów juniorów i rezerw, dostarczając po kilkanaście rekomendacji na miesiąc. Jaki będzie z tego efekt za kilka lat? To jest budowanie długofalowej wizji, Podbeskidzie powinno skończyć z absurdalnymi kontraktami półrocznymi dla zawodników zagranicznych, którzy przychodzą się podleczyć w bezstresowym środowisku. Musi też zostać nawiązana współpraca z lokalnymi klubami. Trzeba jasno powiedzieć, że tu jest najwięcej pola do popisu, bo – mówiąc dyplomatycznie – jest więcej klubów niż jeden, które nie pałają miłością do Podbeskidzia.

Rozmawiał gru