Podbeskidzie już oficjalnie może witać się z II ligą. Fot. Mateusz Sobczak/PressFocus.


Spadek stał się faktem

Po ponad 20 latach gry na dwóch najwyższych poziomach rozgrywkowych Podbeskidzie żegna się z pierwszą ligą.


Bielszczanie w Legnicy wystąpili mocno osłabieni. Zabrakło nie tylko pauzującego za kartki Daniela Mikołajewskiego, ale także narzekających na urazy: Bartosza Bidy, Tomasza Jodłowca, Lionela Abate i Adriana Małachowskiego. Na ławce rezerwowych usiadło tylko sześciu młodzieżowców. 

Miedź do objęcia prowadzenia potrzebowała zaledwie 78 sekund i dwóch podań. Akcja została zapoczątkowana prostopadłym podaniem z własnej połowy Ibana Salvadora do Krzysztofa Drzazgi, który uwolnił się spod opieki obrońców i po chwili wypatrzył wbiegającego w pole karne niepilnowanego Damiana Michalika. Napastnik miał przed sobą tylko Patryka Procka i pewnym uderzeniem wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. 

Podbeskidzie odgryzło się w 7 minucie za sprawą uderzenia Maksymiliana Sitka. Skrzydłowy strzelił zza pola karnego, a kozłujący strzał sprawił problem Jakubowi Mądrzykowi.

Pięć minut później drugiego gola świętowała Miedź. Kolejny raz dużo w tym zasługi Salvadora, który zanotował asystę przy trafieniu Wiktora Bogacza. W tej sytuacji lepiej powinien zachować się Procek. 

Podbeskidzie niespodziewanie odpowiedziało w 14 minucie, gdy z prawej strony do wbiegającego w pole karne Marcela Misztala zagrał Michał Willmann, a młodzieżowiec płaskim strzałem w dalszy róg pokonał Mądrzyka. Salvador kolejny popis swoich umiejętności dał w 22 minucie, gdy ustawił piłkę ponad 20 metrów od bramki Procka i strzałem z rzutu wolnego dał trzeciego gola swojej drużynie. Czwarte trafienie dla gospodarzy padło chwilę przed przerwą. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego pierwszy strzał na poprzeczkę sparował Procek, ale potem do pustej bramki dobijał Bogacz.

Drugą część rozpoczęli legniczanie od zdobycia kolejnej bramki. Po otrzymaniu prostopadłego podania w pole karne wpadł Michalik, który widząc wychodzącego z bramki Procka, próbował zagrać płasko, wzdłuż pola bramkowego do znacznie lepiej ustawionych partnerów. Piłka odbiła się nieszczęśliwie od nadbiegającego Mateja Senicia i zmierzała w kierunku bramki, a próbujący wybić ją obrońca robił to tak nieudolnie, że razem z piłką wpadł do bramki. Chorwacki defensor w roli głównej wystąpił jeszcze na kwadrans przed końcem meczu, gdy zbyt krótko podał do Procka i sprokurował kolejną akcję bramkową. Piłkę przejął Marcel Mansfeld, który ustalił wynik spotkania.

gru