Sebastian Milewski osłabił Arkę, oglądając dwie żółte kartki na przestrzeni kilku sekund. Fot. Piotr Matusewicz/Press Focus


Spadek (jeszcze) odroczony

Arka przez większą część meczu z Podbeskidziem przeważała, ale nie potrafiła zdobyć gola. „Górale” w starciu z wiceliderem zanotowali drugie czyste konto w sezonie.


Mecz niemal pewnego spadkowicza z drużyną zmierzającą do ekstraklasy wbrew pozorom nie był jednostronnym widowiskiem. W pierwszej połowie przewagę na murawie miała Arka, która stworzyła sobie kilka sytuacji. Najlepszą z nich zmarnował w 34 minucie Olaf Kobacki, którego strzał minął słupek.


Kropnął z 30 metrów

Pierwszy kwadrans po wznowieniu gry to spora przewaga gospodarzy, którzy długimi fragmentami przejmowali inicjatywę i stworzyli sobie kilka dogodnych okazji. Jedną z nich mieli po kontrze, gdy z piłką popędził Bartosz Bernard i zagrał przed pole karne do Miroslawa Ilicicia. Ten długo holował futbolówkę, ale finalnie wyłożył ją do Tomasza Jodłowca, z którego strzałem trochę problemów miał bramkarz Arki. Goście bardzo dobrą okazję na objęcie prowadzenia stworzyli w 84 minucie. Na strzał z blisko 30 metrów zdecydował się Alassane Sidibe, a piłka uderzyła w spojenie słupka z poprzeczką. W tej samej akcji w polu karnym upadł jeszcze jeden z zawodników Arki, ale mimo analizy VAR-u arbiter nie zdecydował się podyktować rzutu karnego. W doliczonym czasie mocny strzał zza pola karnego Tornike Gaprindaszwiliego na rzut rożny zdołał sparować Procek.


Skrytykował sędziego

Kontrowersje wzbudziła sytuacja z 80 minuty, gdy Sebastian Milewski błyskawicznie obejrzał dwie żółte kartki. Pierwszą za faul, który według wielu nie był aż tak brutalny, drugą za podważanie decyzji arbitra – pomocnik Arki ironicznie zaczął bić brawo. Po meczu bardzo dużo uwag do pracy sędziego miał Wojciech Łobodziński. – Bardzo ambitna postawa Podbeskidzia. Osobną historię tej nerwowości wprowadził pan sędzia. Nie wiem, co musi się stać, żebyśmy mieli jakąś informację od sędziów o ich decyzjach po meczu. Tylko straszenie czerwonymi kartkami jednej i drugiej ławki non-stop. Sędzia wprowadził nerwowość. Oczywiście, mam pretensje do swojego zawodnika o czerwoną kartkę, ale osobna historia to jest prowadzenie zawodów, bo było po prostu słabe – powiedział trener gdynian. Mniej krytyczny był Jarosław Skrobacz. – Możemy być zadowoleni z tego, że w końcu nie straciliśmy bramki. Błędy popełnialiśmy, ale nie skończyły się konsekwencjami. To na pewno plus. Było widać w naszych poczynaniach u sporej liczby młodych chłopaków brak koncentracji, pewności siebie, a także umiejętności. Brakowało nam spokojnego rozegrania – ocenił trener Podbeskidzia.


Bez kapitana

Mecz z Arką był dopiero drugim w tym sezonie, w którym piłkarze „Górali” zanotowali czyste konto i pierwszym od siedmiu kolejek, gdy nie stracili gola w dwóch pierwszych kwadransach. Sytuacja ta jest o tyle zaskakująca, że w linii obrony zabrakło pauzującego za kartki kapitana Daniela Mikołajewskiego. Złośliwi powiedzą (a tych nie brakuje), że było to... wzmocnienie.

(gru)